Hej :)
Ta miniaturka jest inspirowana piosenką "Miłość i papierosy" zespołu Pustki :)
Zapraszam do czytania :)
Zapraszam do czytania :)
- Nie
wiedziałem, że palisz. - usłyszałam nagle głos, który wyrwał mnie z
rozmyślań tak gwałtownie, że wypuściłam z dłoni paczkę papierosów i
zapalniczkę. Obie rzeczy spadały w dół z dwudziestego piętra, gdzie
mieściło się mieszkanie Zabiniego i nie mogłam nic już z tym zrobić.
Nawet nie zabrałam ze sobą różdżki. Pozostał mi tylko ten, który
trzymałam w ustach, był już w połowie wypalony.
- Kurwa mać. - zaklęłam cicho i odwróciłam się, żeby zobaczyć kto spowodował moją stratę.
W
drzwiach balkonowych stał nie kto inny jak Draco Malfoy. Czasami
mijaliśmy się w Ministerstwie, ale raczej nie rozmawialiśmy, ewentualnie
kiwaliśmy sobie głowami. Nie można było zaprzeczyć, był przystojny.
Roztrzepane blond włosy, stalowoniebieskie oczy, prawie metr
dziewięćdziesiąt wzrostu, świetna sylwetka... Można by pomyśleć, że to
książę z bajki. Ale nie, to wciąż był Malfoy. Podeszłam do niego i
wypuściłam dym z ust prosto przed jego twarzą.
- A od kiedy musisz wiedzieć o mnie wszystko, Malfoy? - zapytałam i ponownie się zaciągnęłam.
Prychnął.
-
Nie muszę. - ruszył w stronę barierki, dokładnie tam gdzie ja stałam
jeszcze chwilę wcześniej. - Chciałem tylko zacząć rozmowę. - wyciągnął z
kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę. - Wydaje mi się, że jesteśmy
jednymi ludźmi, którzy nie bawią się dobrze na tej imprezie. - zauważył i
zapalił.
Podeszłam i
stanęłam obok niego kończąc papierosa i wyrzucając niedopałek za balkon.
Spojrzałam na niego wyczekująco, a on w odpowiedzi patrzył na mnie
zdziwiony.
- Nie poczęstujesz mnie? - zapytałam w końcu.
- Myślałem, że taka zaprawiona palaczka, jak ty, ma swoje papierosy. - uśmiechnął się złośliwie.
- Miałam. - warknęłam. - Miałam dopóki nie przyszedłeś.
- Wyparowały? - droczył się ze mną.
- Wypadły mi z ręki. Nie spodziewałam się tu nikogo, zaskoczyłeś mnie.
Zaśmiał
się i wymamrotał coś pod nosem, ale podał mi paczkę i zapalniczkę.
Wyjęłam jednego i zapaliwszy zaciągnęłam się. Przez chwilę staliśmy w
milczeniu.
- Dlaczego nie bawisz się z innymi? - zapytałam w końcu.
- Nie mam nastroju.
-
Wielki książę Slytherinu nie ma ochoty na popijawę i radosną,
szczeniacką zabawę z przyjaciółmi? - ironizowałam. - Niesamowite...
- Słuchaj, Granger, każdy może mieć gorszy dzień.
- Oczywiście.
Znowu staliśmy w ciszy co chwila tylko zaciągając się i wydmuchując dym.
-
Rozstałem się z Astorią. - powiedział ponuro. - Ta głupia suka
zdradziła mnie z Nottem. Taki, kurwa, przyjaciel. - prychnął wściekły.
Wyrzucił
resztę swojego papierosa i wyjął kolejny tym razem od razu mi
proponując. Ja też zgasiłam swój i sięgnęłam po następny. Przez kilka
minut delektowaliśmy się smakiem nikotyny.
- A ty, Granger? Czemu nie tańczysz z Weasley'em albo Potterem?
- Nie mam nastroju. - powtórzyłam po nim.
Znowu prychnął.
- Irytują mnie. - odpowiedziałam jeszcze raz po chwili.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Irytują? - uniósł brwi.
- Owszem.
- Nareszcie przejrzałaś na oczy, co, Granger? - posłał mi złośliwe spojrzenie.
-
Momentami nie mogę z nimi wytrzymać. - puściłam jego uwagę mimo
uszu.-Są tak zajęci zabawą i innymi głupotami, że nie dostrzegają, że są
już dorośli i powinni trochę się już opanować.
- Czyżbym pierwszy raz w życiu miał się z tobą zgodzić, Granger? - rzucił z lekkim uśmiechem.
Nie
wiem jak to się stało, ale po jakimś czasie wylądowaliśmy w jego
mieszkaniu. Rano obudziłam się naga, z lekkim bólem głowy, a obok mnie
spał Malfoy. Kiedy to zobaczyłam wstałam, ubrałam się i wyszłam. To się
nie mogło powtórzyć.
***
Wyszłam
z Ministerstwa Magii w jeszcze gorszym humorze niż przyszłam. Ten
idiota Brecklins kazał mi pisać po raz drugi te same pieprzone raporty,
bo tamte gdzieś mu zaginęły. Naprawdę gówno mnie to obchodzi! Wściekła
wyciągnęłam z kieszeni płaszcza paczkę papierosów i zapaliłam jednego.
Nikotyna po raz kolejny trochę mnie uspokoiła. Wypaliłam go do końca i
ruszyłam dalej, do małej, ciemnej uliczki skąd miałam się teleportować
do baru, w którym umówiłam się z Ginny. Rozstała się z Blaisem i
koniecznie chciała się komuś wyżalić. Zgodziłam się, no bo co miałam
zrobić? Dotarłam na miejsce i usiadłam przy barze. Zamówiłam martini i
czekałam sącząc je powoli. A Ginny się nie zjawiała. Kiedy od umówionej
godziny minęły trzy kwadranse zaczęłam się zbierać, nie miałam zamiaru
siedzieć tam wieczność, skoro Ruda nawet nie raczyła się pojawić.
- A kogóż ja widzę? - usłyszałam za sobą znajomy głos i przeklęłam w myślach.
Malfoy
był ostatnią osobą, z którą miałam ochotę rozmawiać. Od urodzin
Blaise'a minęły dwa miesiące i dotychczas udało mi się go unikać, nawet w
Ministerstwie. Odwróciłam się.
- Witaj, Malfoy.
- Jak oficjalnie. - zakpił. - Napijmy się.
- Już dość się tu nasiedziałam. - powiedziałam i ruszyłam do wyjścia.
- Napijmy się. - złapał mnie za nadgarstek i powtórzył tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Zacisnęłam zęby, ale usiadłam z powrotem przy barze.
- Whiskey z lodem. - zamówił u barmana i spojrzał na mnie pytająco.
- Martini. - warknęłam.
Kiwnął głową do mężczyzny, który już po chwili postawił przed nami trunki.
- Więc, co cię tu sprowadza, Granger?
- Ginny chciała pogadać.
- I cię wystawiła. - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Skąd wiesz?
Prychnął.
- A myślisz, że po co tu przyszedłem? Blaise chciał się spotkać.
- W tym samym barze? - spojrzałam na niego z powątpiewaniem.
-
Przypadki chodzą po ludziach. Domyślasz się, co teraz robią? -
spojrzałam na niego pytająco pijąc swój drink. - Godzą się. Właśnie
dlatego nas wystawili.
I
rozmawialiśmy. Na różne tematy. Z każdą kolejką atmosfera była
swobodniejsza, aż w końcu zaczęliśmy się śmiać. Było już po północy,
kiedy stamtąd wyszliśmy i znowu poszliśmy do jego mieszkania. I znowu
obudziłam się obok niego. I znowu ubrałam się i wyszłam. I znowu
próbowałam zapomnieć.
***
Takich
sytuacji było jeszcze kilka. Przypadkowe spotkanie, rozmowa, alkohol,
papierosy, jego mieszkanie. Minęło pół roku, na dworze leżały ostatnie,
żałosne pozostałości po tegorocznym śniegu. Szłam szybkim krokiem, bo
mimo, że był już początek marca wciąż było chłodno.
- Granger! - usłyszałam za sobą wołanie.
Przeklęłam w myślach i odwróciłam się w samą porę, żeby zobaczyć podbiegającego do mnie Malfoy'a. Od ostatniego spotkania minęły dwa tygodnie.
- Granger. - powtórzył lekko zdyszany.
- Witaj, Malfoy.
- Tak dalej nie będzie. - powiedział stanowczo, a ja spojrzałam na niego pytająco. Wyciągnęłam z torebki paczkę papierosów i zapaliłam jednego, a on patrzył na mnie jakby był zahipnotyzowany. Potrząsnął głową, jakby chciał wyjść t tego "transu". - Nie może tak być.
- Ale co, Malfoy? - zapytałam wydmuchując dym z ust.
- Zabieram cię na randkę.
- Słucham? - myślałam, że się przesłyszałam.
- Idziemy na randkę. Kupię ci kwiaty, zjemy kolację, napijemy się wina, a później odprowadzę cię do domu. Odczekam grzecznościowo dwa dni i wyślę ci sowę z kolejnym zaproszeniem. Po drugim spotkaniu znajdziesz na swoim biurku w Ministerstwie bukiet kwiatów z bilecikiem i datą następnej randki. Dalej samo wszystko się potoczy. Nareszcie będzie tak jak powinno. - wciąż patrzyłam na niego zszokowana, a on widząc to zaśmiał się krótko. - Przyjdę po ciebie jutro o dwudziestej. - odwrócił się i ruszył w tylko sobie znanym kierunku.
- Skąd wiesz, gdzie mieszkam! - krzyknęłam jeszcze za nim pierwsze, co przyszło mi do głowy.
- Mam swoje sposoby. - rzucił przez ramię. - Ale dzięki temu wiem, że się zgadzasz.
I już go nie było. A ja dalej stałam w tym samym miejscu z papierosem w ręce nie wierząc w to, co się przed chwilą stało.
Przeklęłam w myślach i odwróciłam się w samą porę, żeby zobaczyć podbiegającego do mnie Malfoy'a. Od ostatniego spotkania minęły dwa tygodnie.
- Granger. - powtórzył lekko zdyszany.
- Witaj, Malfoy.
- Tak dalej nie będzie. - powiedział stanowczo, a ja spojrzałam na niego pytająco. Wyciągnęłam z torebki paczkę papierosów i zapaliłam jednego, a on patrzył na mnie jakby był zahipnotyzowany. Potrząsnął głową, jakby chciał wyjść t tego "transu". - Nie może tak być.
- Ale co, Malfoy? - zapytałam wydmuchując dym z ust.
- Zabieram cię na randkę.
- Słucham? - myślałam, że się przesłyszałam.
- Idziemy na randkę. Kupię ci kwiaty, zjemy kolację, napijemy się wina, a później odprowadzę cię do domu. Odczekam grzecznościowo dwa dni i wyślę ci sowę z kolejnym zaproszeniem. Po drugim spotkaniu znajdziesz na swoim biurku w Ministerstwie bukiet kwiatów z bilecikiem i datą następnej randki. Dalej samo wszystko się potoczy. Nareszcie będzie tak jak powinno. - wciąż patrzyłam na niego zszokowana, a on widząc to zaśmiał się krótko. - Przyjdę po ciebie jutro o dwudziestej. - odwrócił się i ruszył w tylko sobie znanym kierunku.
- Skąd wiesz, gdzie mieszkam! - krzyknęłam jeszcze za nim pierwsze, co przyszło mi do głowy.
- Mam swoje sposoby. - rzucił przez ramię. - Ale dzięki temu wiem, że się zgadzasz.
I już go nie było. A ja dalej stałam w tym samym miejscu z papierosem w ręce nie wierząc w to, co się przed chwilą stało.
***
I
było dokładnie tak jak mówił. Przyszedł o dwudziestej, kupił mi kwiaty,
zjedliśmy kolację w restauracji, napiliśmy się wina, a później
odprowadził mnie do domu i na pożegnanie pocałował w policzek.
Następnego ranka po raz pierwszy od bardzo dawna obudziłam się z
uśmiechem na ustach. Później wszystko dalej szło według jego planu.
Oczywiście podczas każdego ze spotkań kłóciliśmy się, ale później jakoś
dochodziliśmy do porozumienia, albo zmienialiśmy temat. Nie obyło się
też bez papierosów, ale można powiedzieć, że był to już swojego rodzaju
nasz zwyczaj. Minęło kilka tygodni, w końcu oficjalnie zostaliśmy parą, a
ja nareszcie czułam się szczęśliwa. Po raz pierwszy od naprawdę
długiego czasu chodziłam uśmiechnięta, rzeczy, które wcześniej mnie
irytowały zaczęły mi sprawiać przyjemność, przyjaciele mniej mnie
denerwowali, wszystko dzięki niemu. Oczywiście prawie bez przerwy się o
coś spieraliśmy, nie mogliśmy podjąć ani jednej decyzji bez choćby
złośliwego dogryzania, ale właśnie to było piękne, bo było prawdziwe. Po
kilku miesiącach postanowiliśmy razem zamieszkać. To było dla obojga
nie lada wyzwanie, ale chcieliśmy spróbować.
- Nie ma mowy, Granger. W MOIM domu nie będzie żadnych fioletowych ścian!
- Nie pieprz głupot, Malfoy, oczywiście, że będą, bo JA teraz też tu mieszkam i kocham fioletowy!
- Ale to nadal też MOJE mieszkanie, a ja nie znoszę fioletu!
- W takim razie będą czerwone!
- Kolor gryfonów? Zapomnij, Granger! Już lepszy fioletowy.
- Wiedziałam, że się zgodzisz. - powiedziałam uśmiechając się triumfalnie i zapaliłam papierosa.
- Podstępna żmija. - mruknął, ale podszedł do mnie i objął mnie w talii. - Ale sypialnia zostaje zielona.
- Nie będę spała w pokoju, gdzie ściany przypominają jakąś oślizgłą jaszczurkę! - zaprotestowałam.
- Owszem, będziesz. - stwierdził i wyjął mi z ręki papierosa, żeby samemu się nim zaciągnąć.
- Nie, nie będę. Może być brązowy. - zabrałam mu tytoń z ust.
- Masz rację, śpijmy w pokoju w kolorze gówna. - prychnął.
- Nie gówna, tylko czekolady! - warknęłam.
- Jeden pies, zostaje zielony.
- Pieprz się, Malfoy. W takim razie zmieniamy meble. Będą ciemnobrązowe, a nie czarne!
- Nie ma szans, Granger, meble zostają.
- Tak ci się tylko wydaje.
- W takim razie, nie ruszasz kuchni. Zostanie czarna, jak meble.
- Nie zostanie, będzie beżowa!
- Owszem, zostanie i będzie czarna.
Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniem, aż nagle wybuchnęłam śmiechem, czym kompletnie zbiłam go z tropu.
- Z czego się śmiejesz?
- Właśnie sobie uświadomiłam, że tak naprawdę jedyne co nas łączy to miłość i papierosy.
Dołączył do mojego śmiechu.
- I tu masz całkowitą rację, Granger. - powiedział i zamknął mi usta pocałunkiem.
Strasznie podoba mi się ta miniaturka. Masz taki przyjemny styl, bardzo dojrzały. Super, naprawdę brawo :)
OdpowiedzUsuńhttp://w-chmurach-milosci.blogspot.com/
No i w końcu nie płakałam :D
OdpowiedzUsuń