niedziela, 4 stycznia 2015

"Miłość i papierosy"

Hej :)
Ta miniaturka jest inspirowana piosenką "Miłość i papierosy" zespołu Pustki :)
Zapraszam do czytania :)

Minęła północ. Impreza urodzinowa Blaise'a trwała w najlepsze, ale ja nie brałam udziału w ogólnej radości i zabawie. Nie mogłam znieść tej euforii, tych wszystkich szerokich uśmiechów, pijackich tańców i śpiewów. Wszyscy wydawali się być tacy wolni, niezależni, dziecinni... Nie mogłam już tego wytrzymać, musiałam zapalić. Wyszłam na balkon i oparłam się rękami o barierkę oglądając piękną panoramę Londynu. Z małej torebki, którą zabrałam z domu wyciągnęłam paczkę papierosów i zapalniczkę. Wyjęłam jednego i podpaliłam. Zaciągnęłam się i prychnęłam wydychając dym. Kto by pomyślał, że ja, Hermiona Granger, wzorowa uczennica, przyjaciółka Harry'ego Pottera, zbawczyni świata czarodziejów, będę palić. Wiele osób się temu dziwiło, ale to fakt. Zaczęłam po wojnie. Na początku było to sporadyczne, ale z każdym razem przybierało na sile, aż przerodziło się w nałóg. Nie mogę go zwalczyć - i nie chcę. Każdy papieros daje mi chwilę wytchnienia, odrywa mnie od tego bezsensownego świata. A dlaczego jest bezsensowny? Sama często zadaję sobie to pytanie. Nie wiem, nie mam pojęcia. Z pozorów wszystko układa się tak jak powinno. Mam dobrą pracę, przyjaciół, własne mieszkanie i pozostaje mi tylko czekać na mężczyznę mojego życia. Ale tak naprawdę nic nie jest tak, jak powinno. Praca jest mdła, nudzi mnie, denerwuje, przyjaciele mnie nie rozumieją, mam wrażenie, że w głębi duszy wciąż są dziećmi, a to się już skończyło! Mamy po dwadzieścia pięć lat, na Merlina! Powinniśmy już myśleć o jakimkolwiek ustatkowaniu, a oni zdają się tego w ogóle nie dostrzegać. A mężczyzna? Mnóstwo się ich przewija. Widzę spojrzenia pełne pożądania, kiedy idę ulicą, albo wchodzę do pracy. Nie jestem świętoszką, chodzę na randki. Tylko, że one nic mi nie dają. Ani satysfakcji, ani poczucia samorealizacji, nawet mnie nie bawią. Ci wszyscy faceci, albo zachowują się jak dzieci, albo liczą wyłącznie na jedno, a to też mnie nie interesowało. Owszem, czasami ulegałam, ale później już nigdy nie czułam potrzeby spotkania się z nim po raz kolejny - i tego nie robiłam. Ginny jest z Blaisem, dlatego przyszłam na te urodziny, ale ich relacja jest bardzo lekka, niezobowiązująca, nie raz i nie dwa zdradzili się nawzajem. Zawsze później sobie o tym mówili i później przechodzili nad tym do porządku dziennego. Nie mogłabym tak żyć, ale im to odpowiadało więc się nie wtrącam.
- Nie wiedziałem, że palisz. - usłyszałam nagle głos, który wyrwał mnie z rozmyślań tak gwałtownie, że wypuściłam z dłoni paczkę papierosów i zapalniczkę. Obie rzeczy spadały w dół z dwudziestego piętra, gdzie mieściło się mieszkanie Zabiniego i nie mogłam nic już z tym zrobić. Nawet nie zabrałam ze sobą różdżki. Pozostał mi tylko ten, który trzymałam w ustach, był już w połowie wypalony.
- Kurwa mać. - zaklęłam cicho i odwróciłam się, żeby zobaczyć kto spowodował moją stratę.
W drzwiach balkonowych stał nie kto inny jak Draco Malfoy. Czasami mijaliśmy się w Ministerstwie, ale raczej nie rozmawialiśmy, ewentualnie kiwaliśmy sobie głowami. Nie można było zaprzeczyć, był przystojny. Roztrzepane blond włosy, stalowoniebieskie oczy, prawie metr dziewięćdziesiąt wzrostu, świetna sylwetka... Można by pomyśleć, że to książę z bajki. Ale nie, to wciąż był Malfoy. Podeszłam do niego i wypuściłam dym z ust prosto przed jego twarzą.
- A od kiedy musisz wiedzieć o mnie wszystko, Malfoy? - zapytałam i ponownie się zaciągnęłam.
Prychnął.
- Nie muszę. - ruszył w stronę barierki, dokładnie tam gdzie ja stałam jeszcze chwilę wcześniej. - Chciałem tylko zacząć rozmowę. - wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę. - Wydaje mi się, że jesteśmy jednymi ludźmi, którzy nie bawią się dobrze na tej imprezie. - zauważył i zapalił. 
Podeszłam i stanęłam obok niego kończąc papierosa i wyrzucając niedopałek za balkon. Spojrzałam na niego wyczekująco, a on w odpowiedzi patrzył na mnie zdziwiony.
- Nie poczęstujesz mnie? - zapytałam w końcu.
- Myślałem, że taka zaprawiona palaczka, jak ty, ma swoje papierosy. - uśmiechnął się złośliwie.
- Miałam. - warknęłam. - Miałam dopóki nie przyszedłeś.
- Wyparowały? - droczył się ze mną.
- Wypadły mi z ręki. Nie spodziewałam się tu nikogo, zaskoczyłeś mnie.
Zaśmiał się i wymamrotał coś pod nosem, ale podał mi paczkę i zapalniczkę. Wyjęłam jednego i zapaliwszy zaciągnęłam się. Przez chwilę staliśmy w milczeniu.
- Dlaczego nie bawisz się z innymi? - zapytałam w końcu.
- Nie mam nastroju.
- Wielki książę Slytherinu nie ma ochoty na popijawę i radosną, szczeniacką zabawę z przyjaciółmi? - ironizowałam. - Niesamowite...
- Słuchaj, Granger, każdy może mieć gorszy dzień.
- Oczywiście.
Znowu staliśmy w ciszy co chwila tylko zaciągając się i wydmuchując dym. 
- Rozstałem się z Astorią. - powiedział ponuro. - Ta głupia suka zdradziła mnie z Nottem. Taki, kurwa, przyjaciel. - prychnął wściekły.
Wyrzucił resztę swojego papierosa i wyjął kolejny tym razem od razu mi proponując. Ja też zgasiłam swój i sięgnęłam po następny. Przez kilka minut delektowaliśmy się smakiem nikotyny.
- A ty, Granger? Czemu nie tańczysz z Weasley'em albo Potterem?
- Nie mam nastroju. - powtórzyłam po nim.
Znowu prychnął.
- Irytują mnie. - odpowiedziałam jeszcze raz po chwili.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Irytują? - uniósł brwi.
- Owszem. 
- Nareszcie przejrzałaś na oczy, co, Granger? - posłał mi złośliwe spojrzenie.
- Momentami nie mogę z nimi wytrzymać. - puściłam jego uwagę mimo uszu.-Są tak zajęci zabawą i innymi głupotami, że nie dostrzegają, że są już dorośli i powinni trochę się już opanować. 
- Czyżbym pierwszy raz w życiu miał się z tobą zgodzić, Granger? - rzucił z lekkim uśmiechem.
Nie wiem jak to się stało, ale po jakimś czasie wylądowaliśmy w jego mieszkaniu. Rano obudziłam się naga, z lekkim bólem głowy, a obok mnie spał Malfoy. Kiedy to zobaczyłam wstałam, ubrałam się i wyszłam. To się nie mogło powtórzyć.

***

Wyszłam z Ministerstwa Magii w jeszcze gorszym humorze niż przyszłam. Ten idiota Brecklins kazał mi pisać po raz drugi te same pieprzone raporty, bo tamte gdzieś mu zaginęły. Naprawdę gówno mnie to obchodzi! Wściekła wyciągnęłam z kieszeni płaszcza paczkę papierosów i zapaliłam jednego. Nikotyna po raz kolejny trochę mnie uspokoiła. Wypaliłam go do końca i ruszyłam dalej, do małej, ciemnej uliczki skąd miałam się teleportować do baru, w którym umówiłam się z Ginny. Rozstała się z Blaisem i koniecznie chciała się komuś wyżalić. Zgodziłam się, no bo co miałam zrobić? Dotarłam na miejsce i usiadłam przy barze. Zamówiłam martini i czekałam sącząc je powoli. A Ginny się nie zjawiała. Kiedy od umówionej godziny minęły trzy kwadranse zaczęłam się zbierać, nie miałam zamiaru siedzieć tam wieczność, skoro Ruda nawet nie raczyła się pojawić.
- A kogóż ja widzę? - usłyszałam za sobą znajomy głos i przeklęłam w myślach. 
Malfoy był ostatnią osobą, z którą miałam ochotę rozmawiać. Od urodzin Blaise'a minęły dwa miesiące i dotychczas udało mi się go unikać, nawet w Ministerstwie. Odwróciłam się.
- Witaj, Malfoy.
- Jak oficjalnie. - zakpił. - Napijmy się.
- Już dość się tu nasiedziałam. - powiedziałam i ruszyłam do wyjścia.
- Napijmy się. - złapał mnie za nadgarstek i powtórzył tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Zacisnęłam zęby, ale usiadłam z powrotem przy barze. 
- Whiskey z lodem. - zamówił u barmana i spojrzał na mnie pytająco.
- Martini. - warknęłam.
Kiwnął głową do mężczyzny, który już po chwili postawił przed nami trunki.
- Więc, co cię tu sprowadza, Granger?
- Ginny chciała pogadać.
- I cię wystawiła. - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Skąd wiesz?
Prychnął.
- A myślisz, że po co tu przyszedłem? Blaise chciał się spotkać. 
- W tym samym barze? - spojrzałam na niego z powątpiewaniem.
- Przypadki chodzą po ludziach. Domyślasz się, co teraz robią? - spojrzałam na niego pytająco pijąc swój drink. - Godzą się. Właśnie dlatego nas wystawili. 
I rozmawialiśmy. Na różne tematy. Z każdą kolejką atmosfera była swobodniejsza, aż w końcu zaczęliśmy się śmiać. Było już po północy, kiedy stamtąd wyszliśmy i znowu poszliśmy do jego mieszkania. I znowu obudziłam się obok niego. I znowu ubrałam się i wyszłam. I znowu próbowałam zapomnieć.

***

Takich sytuacji było jeszcze kilka. Przypadkowe spotkanie, rozmowa, alkohol, papierosy, jego mieszkanie. Minęło pół roku, na dworze leżały ostatnie, żałosne pozostałości po tegorocznym śniegu. Szłam szybkim krokiem, bo mimo, że był już początek marca wciąż było chłodno.
- Granger! - usłyszałam za sobą wołanie.
Przeklęłam w myślach i odwróciłam się w samą porę, żeby zobaczyć podbiegającego do mnie Malfoy'a. Od ostatniego spotkania minęły dwa tygodnie.
- Granger. - powtórzył lekko zdyszany. 
- Witaj, Malfoy.
- Tak dalej nie będzie. - powiedział stanowczo, a ja spojrzałam na niego pytająco. Wyciągnęłam z torebki paczkę papierosów i zapaliłam jednego, a on patrzył na mnie jakby był zahipnotyzowany. Potrząsnął głową, jakby chciał wyjść t tego "transu". - Nie może tak być.
- Ale co, Malfoy? - zapytałam wydmuchując dym z ust.
- Zabieram cię na randkę.
- Słucham? - myślałam, że się przesłyszałam.
- Idziemy na randkę. Kupię ci kwiaty, zjemy kolację, napijemy się wina, a później odprowadzę cię do domu. Odczekam grzecznościowo dwa dni i wyślę ci sowę z kolejnym zaproszeniem. Po drugim spotkaniu znajdziesz na swoim biurku w Ministerstwie bukiet kwiatów z bilecikiem i datą następnej randki. Dalej samo wszystko się potoczy. Nareszcie będzie tak jak powinno. - wciąż patrzyłam na niego zszokowana, a on widząc to zaśmiał się krótko. - Przyjdę po ciebie jutro o dwudziestej. - odwrócił się i ruszył w tylko sobie znanym kierunku.
- Skąd wiesz, gdzie mieszkam! - krzyknęłam jeszcze za nim pierwsze, co przyszło mi do głowy.
- Mam swoje sposoby. - rzucił przez ramię. - Ale dzięki temu wiem, że się zgadzasz.
I już go nie było. A ja dalej stałam w tym samym miejscu z papierosem w ręce nie wierząc w to, co się przed chwilą stało.

***

I było dokładnie tak jak mówił. Przyszedł o dwudziestej, kupił mi kwiaty, zjedliśmy kolację w restauracji, napiliśmy się wina, a później odprowadził mnie do domu i na pożegnanie pocałował w policzek. Następnego ranka po raz pierwszy od bardzo dawna obudziłam się z uśmiechem na ustach. Później wszystko dalej szło według jego planu. Oczywiście podczas każdego ze spotkań kłóciliśmy się, ale później jakoś dochodziliśmy do porozumienia, albo zmienialiśmy temat. Nie obyło się też bez papierosów, ale można powiedzieć, że był to już swojego rodzaju nasz zwyczaj. Minęło kilka tygodni, w końcu oficjalnie zostaliśmy parą, a ja nareszcie czułam się szczęśliwa. Po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu chodziłam uśmiechnięta, rzeczy, które wcześniej mnie irytowały zaczęły mi sprawiać przyjemność, przyjaciele mniej mnie denerwowali, wszystko dzięki niemu. Oczywiście prawie bez przerwy się o coś spieraliśmy, nie mogliśmy podjąć ani jednej decyzji bez choćby złośliwego dogryzania, ale właśnie to było piękne, bo było prawdziwe. Po kilku miesiącach postanowiliśmy razem zamieszkać. To było dla obojga nie lada wyzwanie, ale chcieliśmy spróbować. 
- Nie ma mowy, Granger. W MOIM domu nie będzie żadnych fioletowych ścian!
- Nie pieprz głupot, Malfoy, oczywiście, że będą, bo JA teraz też tu mieszkam i kocham fioletowy!
- Ale to nadal też MOJE mieszkanie, a ja nie znoszę fioletu!
- W takim razie będą czerwone!
- Kolor gryfonów? Zapomnij, Granger! Już lepszy fioletowy.
- Wiedziałam, że się zgodzisz. - powiedziałam uśmiechając się triumfalnie i zapaliłam papierosa.
- Podstępna żmija. - mruknął, ale podszedł do mnie i objął mnie w talii. - Ale sypialnia zostaje zielona.
- Nie będę spała w pokoju, gdzie ściany przypominają jakąś oślizgłą jaszczurkę! - zaprotestowałam.
- Owszem, będziesz. - stwierdził i wyjął mi z ręki papierosa, żeby samemu się nim zaciągnąć.
- Nie, nie będę. Może być brązowy. - zabrałam mu tytoń z ust.
- Masz rację, śpijmy w pokoju w kolorze gówna. - prychnął.
- Nie gówna, tylko czekolady! - warknęłam.
- Jeden pies, zostaje zielony.
- Pieprz się, Malfoy. W takim razie zmieniamy meble. Będą ciemnobrązowe, a nie czarne!
- Nie ma szans, Granger, meble zostają.
- Tak ci się tylko wydaje.
- W takim razie, nie ruszasz kuchni. Zostanie czarna, jak meble.
- Nie zostanie, będzie beżowa!
- Owszem, zostanie i będzie czarna.
Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniem, aż nagle wybuchnęłam śmiechem, czym kompletnie zbiłam go z tropu.
- Z czego się śmiejesz?
- Właśnie sobie uświadomiłam, że tak naprawdę jedyne co nas łączy to miłość i papierosy.
Dołączył do mojego śmiechu.
- I tu masz całkowitą rację, Granger. - powiedział i zamknął mi usta pocałunkiem.

2 komentarze:

  1. Strasznie podoba mi się ta miniaturka. Masz taki przyjemny styl, bardzo dojrzały. Super, naprawdę brawo :)
    http://w-chmurach-milosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. No i w końcu nie płakałam :D

    OdpowiedzUsuń