Część III
"Wszystko, co
dobre przychodzi nieoczekiwanie...Przychodzi i odchodzi..."
-Pan Malfoy?-usłyszałem żeński głos w słuchawce telefonu (który "ulepszyłem" kilkoma zaklęciami).
-Słucham?-odparłem.
-Mówi
uzdrowicielka Muriel ze szpitala imienia Świętego Munga. Niestety muszę
pana poinformować o przykrym zajściu, które niedawno miało miejsce.
Pana żona miała wypadek. Poważny. Właśnie jest...
Po
tych słowach zamarłem. Kiedy dotarł do mnie ich sens rzuciłem słuchawkę
i popędziłem do kominka. Dobrze, że dzieci były u mamy. Chwyciłem
pudełko z proszkiem Fiu i przeniosłem się do Munga. Popędziłem w stronę
recepcji ignorując kolejkę. Dopadłem biurka, za którym siedziała gruba
naburmuszona recepcjonistka.
-Moja żona-wysapałem zmęczony biegiem i przerażony.-miała wypadek. Niedawno. Przywieźli ją...
-Nazwisko.-przerwała mi.
-Malfoy.
Spojrzała na coś w papierach.
-Jest operowana w sali numer 13. Na trzecim piętrze.
Nie
powiedziałem nic tylko pobiegłem dalej, po schodach na trzecie piętro i
do końca korytarza do sali 13. Drzwi były zamknięte, a nad nimi widać
było napis: TRWA OPERACJA.
Czy
to przypadek, że ostatnia operacja Astorii również odbywała się w tej
sali? Nie wiem. Nic już nie wiem. Krążyłem przed drzwiami przez pół
godziny tam i z powrotem, ale w końcu moje nogi zaczęły odmawiać
posłuszeństwa. Usiadłem na jednym z twardych plastikowych krzeseł przed
salą. Minęła godzina, dwie, trzy, a drzwi wciąż były zamknięte. W końcu
otworzyły się i stanęła w nich uzdrowicielka z plakietką "Muriel".
Zerwałem się z krzesła i zasypałem ją pytaniami. Pokręciła tylko głową.
-Przykro mi.
Patrzyłem
na nią jak na psychopatkę. Przecież to niemożliwe! Wygrała z rakiem, a
prze-przegrała z... no właśnie, z czym? Nie musiałem wypowiadać tego
pytania na głos.
-To
był wypadek samochodowy. Kierowca ciężarówki stracił panowanie nad
pojazdem. Zginął na miejscu. Pana żona była w bardzo ciężkim stanie.
Istniało zaledwie kilka procent szans na przeżycie. Niestety.
Jej słowa dotarły do mnie dopiero po chwili. Ale... Ona nie mogła! Ona nie mogła odejść... Upadłem na kolana. Z sali operacyjnej wyjechała kozeta z ciałem przykrytym białym prześcieradłem. Złapałem za nią obiema rękami i próbowałem ją zatrzymać. Nie miałem siły. Uzdrowiciele bez większego wysiłku odciągnęli mnie i dali do wypicia jakiś eliksir na uspokojenie. Poddałem się ich woli i pozwoliłem posadzić na jednym z plastikowych krzeseł. Łzy leciały strumieniami po moich policzkach. Po chwili głowa opadła mi na pierś i straciłem świadomość.
Jej słowa dotarły do mnie dopiero po chwili. Ale... Ona nie mogła! Ona nie mogła odejść... Upadłem na kolana. Z sali operacyjnej wyjechała kozeta z ciałem przykrytym białym prześcieradłem. Złapałem za nią obiema rękami i próbowałem ją zatrzymać. Nie miałem siły. Uzdrowiciele bez większego wysiłku odciągnęli mnie i dali do wypicia jakiś eliksir na uspokojenie. Poddałem się ich woli i pozwoliłem posadzić na jednym z plastikowych krzeseł. Łzy leciały strumieniami po moich policzkach. Po chwili głowa opadła mi na pierś i straciłem świadomość.
***
Stałem
obok taty i patrzyłem jak trumna z mamusią znika pod ziemią.
Złapałem tatę za rękę. Do oczu napłynęły mi łzy, ale wiedziałem, że
muszę teraz być silny, wspierać tatę i mu pomagać. Tak jak on to robił
kiedy zmarła mama Astoria. Za nami stali babcia i dziadek z Kaylą na
rękach i obok nich rodzice mamusi. Oni też płakali. Tak jak tata. Kiedy
już nie widziałem trumny pokonałem gulę w gardle i szepnąłem:
- Teraz nie mam już drugiej mamusi.
W tym momencie tata stracił panowanie nad sobą. Upadł na kolana przy
dole z trumną i zaczął szlochać jak opętany. Płakał, krzyczał, żeby
mamusia
wróciła, że nie może nas teraz zostawić. Że jej potrzebujemy, że on jej
potrzebuje. Krzyczał jak bardzo ją kocha i żeby wróciła. Kiedy wujek
Blaise próbował pomóc mu wstać i odprowadzić go na bok wyrwał mu się i
krzyczał dalej. Wszyscy patrzyli jak próbuje rzucić się do dołu za
trumną, za mamusią, ale tym razem wujkowi udało się go odsunąć - chociaż
trochę. Po raz kolejny upadł na kolana, ale teraz tylko płakał i cicho
szlochał. Od czasu do czasu szeptał: "Wróć do mnie, kochanie. Wróć do
mnie, Miona."
Pogrzeb się skończył, a tata nadal klęczał w tym samym miejscu płacząc i
kiwając się w przód i w tył. Podeszła do niego babcia Cyzia. Przytuliła
go mocno i zaczęła gładzić po włosach tak jak mamusia zawsze gładziła
mnie kiedy byłem smutny. Tata zaniósł się kolejnym szlochem, a do mnie
podeszła babcia Jean i też mnie przytuliła. Razem z dziadkiem zabrali
mnie i Kaylę do siebie do domu, tłumacząc, że tatuś musi pobyć chwilę
sam. Spałem z babcią i Kaylą. Dziadek wyszedł wieczorem i wrócił rano
nadal tak samo smutny. W nocy dużo z babcią płakaliśmy. Pokazywała mi
dużo zdjęć mamusi jak była młodsza. Oglądaliśmy nagranie ze ślubu.
Pierwsze zdjęcia z Kaylą. Kiedy w końcu zasnęliśmy było bardzo późno.
Następnego dnia znowu zostaliśmy u babci i dziadka. Potem wzięli nas do
siebie drudzy dziadkowie, a później wujek Blaise i ciocia Pansy.
Płakałem każdej nocy przez następne tygodnie. Czasami też w ciągu dnia,
na przykład kiedy widziałem zdjęcie mamusi. To niesprawiedliwe!
Większość dzieci ma mamusie przez całe życie, a ja?! Mam niecałe
dziewięć lat i straciłem już dwie mamusie! Kayla, mimo że jest taka mała
też wie, że coś się zmieniło. W nocy budzi się i płacze, że chce do
mamy. A mamy już nie ma. I nigdy nie wróci.
***
Dwa miesiące i tydzień po pogrzebie...
-Lucjuszu!-obudził mnie w nocy krzyk babci.-Coś się dzieje z Kaylą!
Dziadek
zerwał się z łóżka i podbiegł do łóżeczka małej. Widziałem wszystko
przez uchylone drzwi do ich sypialni, która była naprzeciwko mojego
pokoju u nich w domu. Kayla płakała, kaszlała i krztusiła się bez
przerwy. Jej mała twarz była strasznie blada, a na policzkach miała
czerwone wypieki. Blond loczki miała sklejone od potu, który spływał
również po jej plecach i perlił się na czole.
-Musimy
zabrać ją do Munga!-powiedział natychmiast dziadek widząc stan
małej.-Użyj proszku fiu, a ja wstąpię jeszcze do Blaise'a zostawić
Scorpiusa, przecież nie może zostać sam.
-Dobrze.-odparła babcia i owinąwszy małą w kocyk podeszła do kominka i przeniosła się do szpitala.
W tym samym czasie...
-Dobrze.-odparła babcia i owinąwszy małą w kocyk podeszła do kominka i przeniosła się do szpitala.
***
W tym samym czasie...
Aportowałem się na plażę. Wszystko wyglądało tak jak wtedy. Piasek
był idealnie biały, woda niesamowicie niebieska i przejrzysta, a
jaskinia przede mną brudno-czerwona. To właśnie tutaj się to odbyło.
Tutaj, w tej małej zatoczce, oświadczyłem się Hermionie. Pamiętam jej
reakcję, kiedy ją tu wtedy przyprowadziłem...
-Gdzie
ty mnie prowadzisz?-spytała, ponieważ miała zawiązane oczy. Pisnęła
kiedy wziąłem ją na ręce, żeby nie potknęła się przy wejściu do jaskini,
a ja zaśmiałem się.-Serio, gdzie my jesteśmy?
-Zaraz zobaczysz.-uśmiechnąłem się przebiegle, ale ona nie mogła tego zobaczyć.
-Wiem, że się uśmiechasz!-cholera.-Co ty kombinujesz?
-Niespodzianka.
Pokręciła głową z uśmiechem.
-Jesteś niemożliwy.
-Ale mnie kochasz.-droczyłem się z nią wciąż ją niosąc.
-Nie mam wyboru.
W
końcu postawiłem ją na piasku na środku plaży. Otaczały nas skały, woda
i krzewy. Słońce właśnie zachodziło. Niedaleko od brzegu leżał czerwony
koc, który rozłożyłem kilka godzin temu. Stały na nim butelka szampana w
kubełku z lodem, dwa kieliszki, zapalone świece i koszyk z
przystawkami, które przygotowałem. Sięgnęła ręką do supła z tyłu głowy,
żeby rozwiązać chustkę zawiązaną na oczach. Złapałem za jej dłoń
i przysunąłem ją mojej twarzy. Drugą dotknąłem jej policzka i
pocałowałem ją w usta. Oddała ten pocałunek z pasją, a ja dopiero po
chwili zdjąłem jej z oczu opaskę. Odsunąłem się od niej, a uniosła
powieki. Zaraz zmrużyła je z powrotem, ale kiedy ponownie je otworzyła
były wielkie jak monety. Rozejrzała się wokół i nie zważając na nic
rzuciła mi się na szyję. Zaskoczony jej reakcją nie utrzymałem równowagi
i oboje upadliśmy na piasek. Przywarła do mnie ustami i całym swoim
ciałem. Kiedy już się ode mnie odsunęła powiedziała:
-Gdzie my jesteśmy?
-A podoba ci się?-znowu się z nią droczyłem.
-Oczywiście, że mi się podoba, idioto!
-Odkryłem
to miejsce w wakacje po siódmej klasie. Chciałem się gdzieś zaszyć,
żeby nikt mnie nie znalazł, nie wypominał tego co źle zrobiłem.
Włóczyłem się po całej Anglii wybierając bezsensowne miejsca do
aportacji i w końcu trafiłem tutaj. Od razu zakochałem się w tym
miejscu-tak jak w tobie.
Spojrzała na mnie z czułością i nachyliła się, żeby po raz kolejny mnie pocałować.
-Ja też cię kocham.-wymruczała przed tym.
Dwie
godziny później jedzenie, które przygotowałem zniknęło razem z
zawartością butelki. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy i od czasu do czasu
wymienialiśmy pocałunki.
-Może popływamy?-zapytałem.
-Z przyjemnością.-odparła Miona i wstała.
Kiedy
ja pozbywałem się koszuli i spodni, ona już dawno zdjęła sukienkę i
bieliznę. Podbiegła do brzegu i weszła do wody stopniowo zanurzając się
aż po obojczyki. Mała cholera. W końcu pozbyłem się całej garderoby i
również wszedłem do wody. Podchodząc do Miony słyszałem jej cichy
nerwowy śmiech. Objąłem ją w talii i schyliłem głowę, by pocałować ją w
usta.
~ ~ ~
Jakiś
czas później leżeliśmy na kocu przykryci moją marynarką. Głowa Miony
spoczywała na mojej piersi, a ja obejmowałem ją ramieniem. Nasze włosy
wciąż ociekały wodą.
-Kocham cię.-szepnąłem jej do ucha.
Odpowiedziała mi z uśmiechem:
-Ja ciebie też.
Wsunąłem dłoń do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciągnąłem małe pudełeczko.
-Hermiono...-zacząłem
obracając nerwowo pudełeczko trzymając je jednak poza jej
wzrokiem.-Wiem, że w szkole zachowywałem się jak dupek, cham i ostatni
obrzydliwiec. Wiem, że nienawidziliśmy się nawzajem ale... później
wszystko się zmieniło. Wtedy na pokątnej, kiedy mały się zgubił... Na
początku cię nie poznałem. Wiedziałem, że to ty dopiero kiedy się
uśmiechnęłaś. Wcześniej wiele razy myślałem nad swoim zachowaniem,
jednak tamtego dnia coś mnie tknęło i... Czułem, że nie będę mógł z tym
żyć jeśli cię nie przeproszę... Wiem, że robiłem to już wiele razy, ale
sam nigdy sobie tego nie wybaczę... Szczególnie teraz, kiedy cię
pokochałem. Może się pospieszyłem, ale... Chciałbym ci to wszystko
udowodnić, przypieczętować naszą miłość...
-Draco...-zaczęła, ale jej przerwałem.
-Proszę, daj mi skończyć. Jeśli tego nie chcesz, to tego nie zrobimy. Hermiono...-wziąłem głęboki oddech.-Wyjdź za mnie.
Nie patrzyła na mnie. Zbłaźniłem się. Nie powinienem był w ogóle zaczynać tematu. Dotknęła mojego policzka.
-Draco...-spojrzałem
na nią bojąc się tego, co mogę usłyszeć. Patrzyła na mnie z
miłością.-Kocham cię. I z wielką przyjemnością zostanę twoją żoną.
Na
samo wspomnienie oczy zaszły mi łzami. Ze złością potarłem je ręką.
Nie. Nie dzisiaj. Patrząc na wodę powoli zacząłem iść w jej kierunku.
Nie była taka ciepła jak wtedy. Nogawki spodni nasiąkały nią i
ciążyły. Zanurzony po szyję spojrzałem jeszcze raz w niebo. Jest tam.
Czuję to. Teraz już podpłynąłem dalej. Wiedziałem, że kilka jeszcze
kilka metrów i będzie spadek o dziesięć metrów w dół. Straciłem grunt.
Znowu spojrzałem do góry. Uśmiechnąłem się z bólem ale równocześnie i z
ulgą.
-Już niedługo znowu będziemy razem, kochanie.-szepnąłem i położyłem się na plecach.
Nie starałem się utrzymać na powierzchni. Po chwili cały byłem pod wodą. Zamknąłem oczy. Zaraz się spotkamy...
-Draco...-usłyszałem jej cudowny głos. Nie sądziłem, że to pójdzie tak szybko i bezboleśnie.
Otworzyłem
oczy i zobaczyłem, że leżę na trawie. Nade mną rozpościerało się
błękitne niebo. Uniosłem się na łokciach i uśmiechnąłem na widok
Hermiony stojącej przede mną.
-Miona...-nie wierzyłem własnym oczom i uszom.
-Co ty zrobiłeś, Draco...-kręciła głową z niedowierzaniem. Wcale się nie uśmiechała. Płakała.
-Miona...-wstałem
i podszedłem do niej. Chciałem ją objąć, pocałować. Ale kiedy
wyciągnąłem dłoń do jej policzka natrafiłem na powietrze. Spróbowałem
jeszcze raz.-Dlaczego... Dlaczego nie mogę cię dotknąć?
-Jeszcze
nie jest za późno, Draco.-powiedziała zamiast mi odpowiedzieć.-Musisz
zająć się Scorpiusem. On cię potrzebuje. Czuje się jakby stracił oboje
rodziców. Dwa razy.
-Ale przecież ja...
-To
nie jest miejsce, do którego trafiają ludzie po śmierci. To tylko
przejściowe. Tutaj możesz zdecydować. Nie każdy ma wybór. Ja poprosiłam o
niego dla ciebie. To głupota, Draco. On cię potrzebuje. Nie możesz
zrobić mu tego po raz kolejny.
Dopiero
teraz, kiedy ona to powiedziała dotarło do mnie to, co robiłem. Nie
widziałem dzieci od pogrzebu. Osunąłem się na ziemię. Od dwóch miesięcy i
tygodnia nie widziałem naszych dzieci. Właśnie, dzieci...
-Dlaczego... Dlaczego mówisz tylko o Scorpiusie?-zapytałem oddychając ciężko.
-Musisz
tam wrócić, Draco.-powiedziała i położyła obok mnie kopertę.- Po prostu
zamknij oczy i pomyśl o miejscu, w którym byłeś.-siedziałem niezdolny,
by się poruszyć.-Zrób to, Draco.-zrobiłem. Zamknąłem oczy. Ostatnim, co
usłyszałem było ciche-Kocham cię.
Poczułem
wodę w przełyku. Dusiłem się i dławiłem, ale udało mi się w końcu
wypłynąć na powierzchnię. Jakoś dotarłem do brzegu i opadłem na piasek.
Przez jakiś czas dyszałem. To tylko moja wyobraźnia, prawda? Dlaczego
ona mówiła tylko o Scorpiusie? Kolejna fala podpłynęła do mnie.
Usłyszałem jakiś szelest koło ucha. Odwróciłem głowę. Obok mnie leżała
koperta. Ta sama, którą Hermiona położyła na trawie w tym dziwnym
miejscu. Wziąłem ją do ręki. Była całkowicie sucha. Usiadłem szybko i ją
rozerwałem. W środku był kawałek pergaminu złożony na pół. Otworzyłem
go i zobaczyłem jej pismo. Zacząłem czytać.
Kochany Draco!
Wiem,
że jest ci teraz ciężko-ja też za Tobą tęsknię. Za Tobą i za dziećmi.
Musisz zająć się Scorpiusem, kochanie. Mówiłam Ci, że jemu jest jeszcze
ciężej.
Przepraszam, że odeszłam. Ale to nie moja wina. Niczyja. Nawet tego kierowcy. A tym bardziej nie Twoja. Nie obwiniaj się, nigdy.
To,
co próbowałeś zrobić... Nie próbuj więcej. Wyobraź sobie, co Scorpius
by przeżywał, gdyby stracił oboje, a właściwie już troje, rodziców.
Gdybyśmy zamienili się miejscami, owszem cierpiałabym. Chciałabym być z
Tobą ponad wszystko. Ale jak powiedział kiedyś Albus Dumbledore: "Nie
żałuj umarłych. Żałuj żywych." Ci, którzy nam jeszcze pozostali są
ważniejsi niż ci, którzy odeszli. Im nie może stać się już nic gorszego,
a tamci wciąż są narażeni na świat i całe jego zło.
Jeszcze się spotkamy, Draco. Będziemy razem. Ale musisz mi obiecać, że stanie się to dopiero, kiedy przyjdzie na to czas.
Obiecaj.
Kocham Cię i zawsze będę.
Hermiona
Łzy znowu płynęły mi po policzkach. Otarłem je. Znowu nie mówiła nic o Kayli! Coś musiało się stać...
***
Wpadłem do Munga jak strzała i popędziłem do recepcji. Znowu zlekceważyłem kolejkę i przepchnąłem się na początek.
-Czy...-zacząłem dysząc.-Czy jest tutaj dziewczynka? Dwuletnia?
-Nazwisko.-ucięła recepcjonistka.
-A, no tak. Kayla Malfoy.
Sprawdziła coś w dokumentach.
-Tak, jest. Sala numer 33 na szóstym piętrze.
Pobiegłem
schodami na odpowiednie piętro, a później wzdłuż korytarza szukając
drzwi z odpowiednim numerem. Przed salą z numerem 33 stali moi rodzice.
-Draco...-zaczął ojciec.
-Co się dzieje z Kaylą?-spytałem bez zbędnego wstępu.
-W
nocy... Coś się zaczęło dziać. Miała straszną gorączkę, była okropnie
blada, obudziła się cała mokra i płakała. Później, już w szpitalu,
zaczęła kaszleć krwią. Teraz uzdrowiciele próbują określić co się dzieje
i ustabilizować jej stan.
Zza zamkniętych drzwi dobiegł okrzyk:
-Tętno zwalnia!
-Szybko, rozpocząć resuscytację!
Słysząc to dopadłem drzwi i zacząłem szarpać za klamkę. Nic nie dało. Zamknięte. Wyjąłem różdżkę.
-Alohomora!
Same
się przede mną otworzyły. W środku zobaczyłem sześciu uzdrowicieli
stojących wokół kozety, na której leżała moja malutka córeczka. Jeden z
nich wykonywał resuscytację.
-Praca serca zatrzymana.-powiedział grobowym głosem po kilku minutach.-Nie można już nic zrobić.
Przez
chwilę nie docierały do mnie ich słowa. Przecież to niemożliwe! Moja
malutka córeczka, moja Kayla zaraz usiądzie, uśmiechnie się szeroko i
powie: Tata! Ale nic takiego się nie stało. Uzdrowiciele przykryli ją
białym prześcieradłem i dopiero wtedy zauważyli moją obecność. Nie
zrobili nic, żeby mnie wyprosić. Jedną z nich była Muriel. Ta sama
Muriel, która operowała Hermionę. Spojrzała na mnie jakby mnie
rozpoznała i powiedziała:
-Przykro mi, panie Malfoy.
Nie
zareagowałem. To moja wina. Gdybym był przy niej przez cały ten czas po
śmierci Miony, może by do tego nie doszło... Miona. Ona wiedziała. Już
wtedy wszystko było przesądzone. Dlatego pisała tylko o Scorpiusie. Ona
wiedziała.
***
Pogrzeb
odbył się w tym samym miejscu, co pogrzeb Miony. Podszedłem do małej
otwartej trumny, w której leżała. Była taka malutka... Jasne loczki
okalały jej bladą twarz jak aureola. Wziąłem delikatnie jej rączkę.
-Przepraszam,
córeczko.-wyszeptałem.-Wiem, że mogłem być lepszy, więcej się tobą
zajmować-szczególnie w ostatnich miesiącach. Byłem beznadziejny.
Zamknąłem się w sobie. Nie widziałem świata poza cierpieniem i tęsknotą
za twoją mamusią. Pieprzony egoista.-zreflektowałem się.-Przepraszam,
nie słyszałaś tego ostatniego. Mam nadzieję, że będzie ci tam dobrze. W
końcu będziesz z mamusią. Ona się tobą zaopiekuje-na pewno lepiej niż
ja. Będę bardzo za tobą tęsknić. Kocham cię, córeczko. Przekaż mamusi,
że ją też bardzo kocham. Kiedyś znowu się spotkamy. Mam nadzieję, że mi
wybaczysz.-łzy płynęły mi po policzkach, kiedy to mówiłem. Pocałowałem
ją w jej zimne czółko i odszedłem.
Stanąłem
w pierwszym rzędzie. Kiedy ceremonią dobiegła końca przyjąłem wszystkie
kondolencje nawet nie zważając na to, kto je składa i wróciłem ze
Scorpiusem do domu. Położyliśmy się razem na łóżku w sypialni. Jak przed
czterema laty. Znowu zostaliśmy sami.
***
Kochana mamusiu!
Dziś
mija dziesięć lat od dnia, kiedy od nas odeszłaś. Bardzo żałuję, że Cię
teraz tutaj nie ma! Za dwa miesiące, tydzień i trzy dni będzie rocznica
śmierci Kayli. Przez te lata tata bardzo się zmienił. Nie ma już śladu
po tym wesołym człowieku, który porywał Cię do tańca, kiedy w radiu
leciała piosenka z waszego ślubu, który czytał mi bajki na dobranoc
odgrywając przy tym sceny walki ze smokiem, który podczas naszych
pierwszych wspólnych świąt kupił mi miotłę i biegał za mną po całym domu
pilnując, żebym nie spadł. Zniknął. Odszedł razem z Tobą. W jakiś
sposób poradził sobie z żałobą, ale wiem, że nadal cierpi i za Tobą
tęskni - tak jak ja. Najgorzej było kiedy jechałem do Hogwartu.
Odprowadzając mnie na peron miałem wrażenie, że widzę w jego oczach ból,
jakbym i ja opuszczał go na zawsze. W tym roku nie będzie musiał już
tego robić. Skończyłem szkołę i postanowiłem zamieszkać niedaleko taty
wraz z Leną, moją, od wczoraj, narzeczoną. Nikt jeszcze o tym nie wie,
ale mimo młodego wieku, spodziewamy się dziecka. Czuję, że to będzie
dziewczynka. Nazwiemy ją Hermiona Kayla Astoria Malfoy - aby uczcić
pamięć was trzech. Lena już się zgodziła. Mam nadzieję, że wnuczka choć
trochę zastąpi tacie Ciebie i Kaylę. Przez te lata, które minęły odkąd
odeszłaś tata nadal myśli, że to wszystko jego wina. Twoja śmierć -
ponieważ mógł pojechać wtedy z Tobą. Śmierć Kayli - ponieważ powinien
był być przy niej podczas choroby i wcześniej. Czuje się winny również
przez swoją próbę samobójstwa. Tak, wiem o niej. Dokładnie trzy lata
temu, w czasie siódmej rocznicy wszedłem do sypialni taty, żeby
sprawdzić jak się czuje, ponieważ nie wychodził z pokoju od rana. Spał.
Na łóżku obok niego znalazłem list, który w nie wiem jaki sposób
zdołałaś przekazać mu po śmierci. Wiem, że nie powinienem, ale ciekawość
i tęsknota za Tobą wygrały. Tak dobrze było zobaczyć znowu Twoje pismo,
poczuć choć namiastkę tego co odeszło wiele lat temu! Za pierwszym
razem napawałem się tym co widziałem. Czytając słyszałem w głowie Twój
miękki, czuły głos, jednak nie docierał do mnie sens słów. Łzy płynęły
mi po policzkach, ale spojrzałem po raz drugi i trzeci i zrozumiałem co
się wtedy stało. Chciałem wyjść, by po raz kolejny opłakać Cię w swoim
pokoju za zamkniętymi drzwiami. Odłożyłem list tam gdzie go wcześniej
znalazłem i ruszyłem w stronę drzwi, kiedy zobaczyłem na podłodze kartkę
zmiętą w kulkę. Po raz kolejny ciekawość zwyciężyła i rozwinąłem
papier. W środku był kolejny list. Tym razem od taty do Ciebie, mamusiu.
Zachowałem go. Tata nie zauważył, bo zrobiłem jego kopię i zostawiłem w
tym samym miejscu. Wiem, że chciałabyś dowiedzieć się co było w środku
więc umieszczę go tutaj:
Najukochańsza Hermiono!
Dziś
mija siedem lat, odkąd od nas odeszłaś. Siedem ciężkich lat za nami.
Kolejne również upłyną mi w cierpieniu i tęsknocie, ale najgorsze już za
mną - tak mi się wydaje. Wiem, że z każdym dniem w jakiś sposób
przybliżam się do kolejnego spotkania z Tobą więc nie jest tak źle.
Scorpius zaczyna niedługo piąty rok w Hogwarcie. Jak dotąd dobrze mu
idzie, jestem z niego naprawdę dumny i jestem pewny, że Ty też. Ma
dziewczynę, Lenę i wydaje mi się, że, mimo młodego wieku, szczerze ją
kocha - tak jak ja Ciebie.
Nie
ma dnia, kiedy bym o Tobie nie myślał, kochanie. O Tobie i o Kayli. Tak
strasznie żałuję, że Was tutaj nie ma! Tęsknię za wami dzień i noc.
Wciąż myślę o tym, co by było gdybym wtedy z Tobą pojechał. Pewnie
wszystko potoczyłoby się inaczej. Później myślę o tym, że nie powinienem
był się tak załamywać po Twoim odejściu. Nie powinienem był wtedy tego
robić. Powinienem był bardziej zająć się dziećmi. Gdybym to zrobił Kayla
prawdopodobnie nadal byłaby z nami.
Nigdy nie przestanę się za to winić.
Zawsze będę tęsknił.
Zawsze będę Was kochał.
Draco
Ps. Obiecuję.
Jak
sama widzisz, mamusiu, tata nigdy nie przestanie się obwiniać. Ja
również zawsze będę Was kochał i za Wami tęsknił. Wiem, że tam
jesteście. Czuję to.
Kocham Was!
Scorpius
Płakałam.
OdpowiedzUsuńO.O chwyta za serce ... A obiecałam, że nie będę płakać. :-(
OdpowiedzUsuńBrak mi słów.
OdpowiedzUsuńPięknie. Płakałam
tak piękne że brakuje słów by to opisać.
OdpowiedzUsuńpopłakałam sie normalnie :C
OdpowiedzUsuńpłaczę, płaczę, płaczę :c
OdpowiedzUsuń~Lucy Riddle
Popłakałam się piękne to było....Masz talent do rozklejania ludzi
OdpowiedzUsuńjeju, bez przerwy płakałam jak to czytałam:(((
OdpowiedzUsuńWhat is a Win of a casino? - CasinosSites.one
OdpowiedzUsuńA Win of a casino is a chance of earning money 딥 슬롯 트위터 from the site. 스코어 사이트 a Win 카판 of a casino is an opportunity to win prizes bet or prizes in 네임드사다리 the casino.