Część
II
"Wszystko,
co dobre przychodzi nieoczekiwanie...Ale wszystko, co złe
również..."
Trzy miesiące później...
-...I przysięgasz kochać ją aż do śmierci?-zapytał niski urzędnik stojący przed nami.-Aż do śmierci i dzień dłużej*.-odparłem uśmiechając się do Hermiony.
-W takim razie ogłaszam was mężem i żoną.-zakończył urzędnik i uniósł w górę różdżkę, z której wystrzeliła wstążka światła łącząca nasze dłonie.-Możesz pocałować pannę młodą.
Spojrzałem w oczy mojej, teraz już, żony i nachyliłem się, by złożyć delikatny, czuły pocałunek na jej ustach. Oddała go z pasją, lecz po chwili przerwał nam głośny okrzyk Blaise'a:
-Tylko jej nie zjedz, Smoku!-oderwaliśmy się od siebie w samą porę, żeby zobaczyć jak dostaje od Pansy po łbie.-Za co, okropna kobieto?!
Roześmialiśmy się i machnęliśmy różdżkami, a wszystkie krzesła ustawiły się pod ścianami namiotu wraz z niedużymi okrągłymi stolikami, między którymi zaczęli krążyć kelnerzy w czarnych surdutach. Orkiestra zaczęła grać jednak ludzie zamiast tańczyć najpierw postanowili wręczyć nam prezenty. Pierwszy byli rodzice Hermiony, później moi z małym, następnie Blaise z Pansy i Sophią i wszyscy inni. Po prezentach i życzeniach jako młoda para zatańczyliśmy pierwszego walca, a po chwili goście do nas dołączyli. Kilka godzin później Rodzice Blaise'a przyjechali, żeby zabrać Sophie i Scorpiusa, którzy mieli u nich spać, kiedy my będziemy się bawić. Hermiona właśnie została porwana do tańca przez samego Diabła, a ja tańczyłem z moją mamą.
-Cieszę się, że jesteście razem.-powiedziała uśmiechając się.
-Ja też.-odparłem i odwzajemniając uśmiech spojrzałem na żonę.
-Idź.-stwierdziła mama po chwili milczenia.-Idź, bo Blaise zaraz zadepcze ją na śmierć.
Roześmialiśmy się, a mama odeszła, żeby usiąść obok pani Granger.
Podchodząc do mojego przyjaciela i Hermiony sam ledwo uniknąłem zmiażdżenia stóp. Na ogół Zabini dobrze tańczy, ale teraz po takiej ilości wypitej w tajemnicy przed Pansy ognistej nie można się dziwić, że trochę plączą mu się nogi.
-Stary, oddaj mi żonę, zanim ją do reszty zmasakrujesz.-powiedziałem z uśmiechem.
-Jakie zmasakrujesz?-oburzył się Blaise lekko się zataczając.-Przecież my tylko tańczymy! Sugerujesz, że jestem kiepskim tancerzem?!
-Nie, no skąd!
-Masz jakieś wątpliwości? Chodź, załatwmy to jak prawdziwi mężczyźni!-Diabeł szturchnął mnie pięścią.
-Pansy!-krzyknąłem obracając się w stronę brunetki.-Ogarnij swojego męża!
Podeszła do nas i wzięła Blaise pod ramię szepcząc mu coś do ucho. Mój przyjaciel spojrzał na nią namiętnie i poszedł w stronę łazienki. Pansy uśmiechnęła się do nas przebiegle i ruszyła za mężem. Hermiona spojrzała na mnie z uśmiechem, który odwzajemniłem.
-Czy chciałabyś dla odmiany zatańczyć z kimś, kto nie zadepcze cię na śmierć?-zapytałem unosząc brwi.
-Z wielką przyjemnością.-odparła śmiejąc się.
Objąłem ją w talii jedną ręką, a drugą chwyciłem delikatnie jej dłoń. Orkiestra zaczęła właśnie grać jakąś wolną piosenkę, więc przysunęliśmy się blisko siebie. Miona oparła głowę w zagłębieniu mojej szyi i wymruczała:
-Kocham cię.
Pocałowałem ją w czubek głowy i szepnąłem:
-Ja ciebie też.
Kołysaliśmy się w miejscu kiedy zza naszych pleców dobiegło głośne prychnięcie. Odwróciliśmy się w tym samym momencie i zobaczyliśmy Dafne Greengrass, która stała w wejściu do namiotu, a w jej oczach widać było wściekłość i pogardę. Spojrzałem na nią chłodno i przysunąłem Hermionę bliżej siebie. Podeszliśmy do niej razem.
-Witaj, Dafne.-powiedziałem zimnym głosem.-Co cię tutaj sprowadza?
-Ty!-warknęła.
Uniosłem w zdziwieniu brwi.
-Ja?
-Tak, ty! Moja siostra nie żyje, a ty...
-A ja po ponad roku od jej śmierci postanowiłem ożenić się po raz kolejny. Przypominam ci, że po pierwsze: moje małżeństwo z Astorią było w pełni zaaranżowane przez naszych rodziców i nigdy się nie kochaliśmy; po drugie: to moje życie i mam prawo zrobić z nim co chcę, a już na pewno ożenić się z kobietą, którą kocham; a po trzecie: żadna z tych spraw nie powinna cię obchodzić.
-Jak ma mnie nie obchodzić?!-krzyczała na cały namiot.-Równie dobrze mógłbyś zbezcześcić jej zwłoki! Pomyślałeś o tym, jak byś się czuł, gdyby chwilę po twojej śmierci ona wyszła ponownie za mąż?!
-Ponieważ w ciągu tych kilku lat małżeństwa zaczęliśmy się tolerować cieszyłbym się, że miała szansę na bycie szczęśliwą. Nigdy tak naprawdę się nie kochaliśmy, Dafne, byliśmy małżeństwem jedynie formalnie.
-A teraz żenisz się z tą szmatą niby z miłości, tak?!
Zacisnąłem dłonie w pięści, a usta w cienką kreskę. Spojrzałem na nią z nienawiścią.
-Uważaj na słowa, Greengrass.
-Uważaj na czyny, Malfoy. Jeszcze pożałujecie, ty i ta su...
W tym momencie wyjąłem z kieszeni różdżkę i wycelowałem w Dafne.
-Jeśli nie znikniesz stąd w ciągu trzech sekund zrobi się nieprzyjemnie.-powiedziałem cichym, zdecydowanym głosem.-Raz.
Nie ruszyła się z miejsca.
-Dwa.
Nadal nic.
-Trzy.-uniosłem różdżkę wyżej, a ona w tym samym momencie się deportowała.
Jeszcze chwilę patrzyłem w miejsce gdzie stała, a później spojrzałem na Hermionę. Była biała jak ściana. Szybko skierowałem na nią całą swoją uwagę.
-Miona?-nie odezwała się.-Kochanie?
Zamknęła oczy i straciła równowagę. Wziąłem ją na ręce, a wszyscy rozstąpili się robiąc przejście do jednej z kanap w rogu. Położyłem ją na niej i uklęknąłem obok.
-Hermiono.-delikatnie potrząsnąłem jej ramieniem.-Miona, otwórz oczy, kochanie, obudź się.
Po chwili rzeczywiście Hermiona uniosła powieki i zaraz zmrużyła je z powodu rażącego światła. Kiedy ponownie otworzyła oczy posłała mi słaby uśmiech, który odwzajemniłem. Założyłem jej kosmyk włosów za ucho i pocałowałem w czoło.
-Mdlejąca panna młoda, hm?-szepnęła.-Tego chyba jeszcze nie było.
Posłałem jej szerszy uśmiech, jednak wciąż się denerwowałem. Przecież ludzie nie mdleją od tak! Owszem chwilę wcześniej ta idiotka, która kiedyś była moją szwagierką wykrzyczała, co o tym wszystkim myśli, ale przecież w ogóle nie powinna przejmować się jej opinią! Wziąłem szklankę z wodą, którą w międzyczasie przyniosła mama Miony i podałem ją jej. Uśmiechnęła się z wdzięcznością i kiedy wypiła połowę szklanki i odstawiła ją zapytałem:
-Hermiono, co się stało?
Uśmiechnęła się po raz kolejny, tym razem trochę niepewnie.
-Miałam ci powiedzieć dzisiaj, wieczorem, kiedy już będziemy sami. Ja... Jestem w ciąży, Draco.
Przez chwilę patrzyłem na nią oniemiały, a później uśmiechnąłem się szeroko i pocałowałem ją w usta. To wszystko wyjaśniało. Czasami się tak zdarza, że ciężarne mdleją kiedy je coś zdenerwu... Oderwałem się od Hermiony.
-Zabiję tą Greengrass!-warknąłem, a Miona spojrzała na mnie pytająco.-Nikt nie ma prawa mi cię teraz denerwować!
-Spokojnie.-spojrzała na mnie łagodnie i usiadła.-Może powiemy innym-szepnęła.-i urwiemy się do domu? Szczerze mówiąc jestem zmęczona, a i tak wyjeżdżamy dopiero jutro, więc...
-Jasne.-odpowiedziałem natychmiast.-Oczywiście.
Wstałem i podałem Mionie rękę, którą przyjęła z wdzięcznością. Oparła się lekko na moim ramieniu i z uśmiechem przeszliśmy na środek, mimo że nawet kiedy byliśmy tam, w rogu wszyscy się na nas patrzyli. Hermiona skinęła głową patrząc mi w oczy.
-Mamy nowinę.-powiedziałem.-Miona i ja... spodziewamy się dziecka.
Przez kilka sekund w namiocie panowała idealna cisza, a później wszyscy rzucili się w naszym kierunku, żeby nam pogratulować. Jako pierwsi dopadli nas Pansy i Blaise (którzy chwilę wcześniej wrócili ze swojej wycieczki do łazienki). Po wyściskaniu Zabini, nie należy zapominać, że pijany w cztery dupy, ucałował Hermionę w usta, co spotkało się z głośnym jękiem Pansy, która miała go dzisiaj już serdecznie dość i odciągając go za ucho postanowiła zabrać go już do domu, bo skończy się na tym, że przeleci żeńską połowę orkiestry. Potem podeszli do nas rodzice Miony i moi, którzy również wycałowali nas i pogratulowali, a nasze mamy, po raz kolejny dzisiaj, wybuchnęły płaczem. Po uporaniu się z resztą winszujących nam gości, tak jak proponowała Hermiona wróciliśmy do domu.
***
-Draco, przynieś mleko!-krzyknęła Hermiona z salonu, słysząc, że woda się zagotowała.
Poszedłem
do kuchni i następnie, już z butelką, do salonu. Uśmiechnąłem się na
widok mojej żony trzymającej na rękach moją małą córeczkę. Od naszego
ślubu minęło dokładnie piętnaście miesięcy, dwa tygodnie i trzy dni. Od
narodzin Kayli siedem miesięcy, trzy tygodnie i jeden dzień. Wszystko
układało się cudownie! Scorpius rok temu zaczął chodzić do przedszkola
dla czarodziejów i zaprzyjaźnił się tam z (o zgrozo!) synem Pottera.
Wciąż nie jesteśmy z tym, pożal się Boże, "Wybrańcem" w przyjacielskich
stosunkach, ale staramy nie skakać sobie do gardeł zachowując chłodną
obojętność. Wziąłem małą od Miony i usiadłem, żeby ją nakarmić.
-No,
dobrze.-powiedziała Hermiona wstając.-Skoro nakarmisz ją teraz, to nie
powinna być głodna do mojego powrotu. Za pół godziny uśpij ją, bo
później znowu będzie marudzić. Wiesz gdzie wszytko jest, prawda?
-Skarbie,
wiem.-uśmiechnąłem się. Za każdym razem kiedy miałem zostać sam z
dziećmi robiła mi wykład, co mam zrobić i gdzie, co leży.-To też moje
dziecko i mój dom. Wiem wszystko.
Odetchnęła i odwzajemniła uśmiech.
-No
dobrze, już.-nachyliła się i pocałowała małą w czoło, a mnie w
usta.-Uważajcie.-przestrzegła.-Scorpie, wychodzę! Nie przyjdziesz się
pożegnać?!
-Idę!-odkrzyknął
jej Scorpius zbiegając po schodach. Wpadł na Hermionę z impetem, o mało
jej nie przewracając. Uścisnął ją z całej siły.-Kiedy wrócisz?-zapytał.
-Nie
długo.-odparła, a widząc smutną minę na twarzy małego
dodała.-Spokojnie, idę tylko do lekarza. Będę z powrotem zanim pójdziesz
spać, dobrze?
-Dobrze.-potwierdził uśmiechając się.
Miona
odpowiedziała mu tym samym i poczochrała go po włosach. Po tym ubrała
się i wyszła krzycząc jeszcze "Pa!" przed zamknięciem drzwi.
***
-Gdzie ona jest?!-mruczałem pod nosem krążąc po salonie.
Spojrzałem na zegar. Dwudziesta druga! Wyszła o osiemnastej! Jaka pieprzona wizyta kontrolna trwa pięć godzin?!
-Gdzie ona jest?!
Dzieci
już dawno spały. Co prawda Scorpius trochę się stawiał i chciał
poczekać na Mionę, bo: "Przecież obiecała!", ale w końcu zasnął ze
zmęczenia.
-Gdzie ona jest?!
Usłyszałem zgrzyt klucza w zamku i po chwili lekkie trzaśnięcie drzwiami. Szybko pobiegłem do przedpokoju.
-Gdzie
byłaś? Czemu tak długo?-zadawałem pytania podchodząc do niej bliżej.
Kiedy światło lampy rozjaśniło jej twarz zobaczyłem ślady łez na
policzkach i czerwone zapuchnięte oczy. Wyciągnąłem ręce, a ona wpadła w
moje ramiona i zaczęła szlochać.-Co się stało, kochanie?-pokręciła
tylko głową i jeszcze bardziej wtuliła się we mnie. Zaprowadziłem ją do
salonu i usiadłem na kanapie sadzając ją sobie na kolanach.-Co się
stało, Miona?
Spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.
-Draco...-pociągnęła nosem.-Ja... ja jestem chora.-ponownie ukryła twarz w mojej koszuli.
Skamieniałem.
Całe nasze wspólne życie stanęło mi przed oczami. Stoi na peronie 9 i
3/4 jako jedenastolatka. Mierzy do mnie z różdżki i policzkuje w
trzeciej klasie. Jej mina i rozczarowanie w oczach, kiedy jednak
przeszedłem na stronę Voldemorta w trakcie Bitwy o Hogwart. Pierwsze po
latach spotkanie na Pokątnej. Nasza pierwsza randka. Kolacja, po której
wszystko się zmieniło. Dzień, w którym wprowadziła się do nas, do domu.
Oświadczyny. Ślub i wiadomość o ciąży. Narodziny Kayli.
Jak to jest chora?! Na co?! Dlaczego?!
-Co masz na myśli?-zapytałem ostrożnie, ale mój oddech wyraźnie przyspieszył.
Znowu na mnie spojrzała. W jej oczach kryło się przerażenie, smutek i rozpacz.
-Mam raka.-powiedziała tak cicho, że ledwie ją usłyszałem.
Przez
chwilę nie rozumiałem sensu jej słów. Kiedy do mnie dotarły do moich
oczu również napłynęły łzy. Zamrugałem kilka razy, aby się ich pozbyć.
Nie. Ja nie mogłem teraz płakać. Muszę być silny. Muszę wspierać
Hermionę. Muszę zająć się dziećmi. Nie mogę sobie pozwolić na słabość.
Przytuliłem ją mocniej i pocałowałem w czubek głowy.
-Wszystko
będzie dobrze, Miona.-powtarzałem jak mantrę.-Wszystko będzie dobrze,
kochanie. Uzdrowiciele cię wyleczą, poradzą sobie z tym.
***
Od
zdiagnozowania choroby minęło pół roku. Miesiąc temu Hermiona po raz
ostatni wzięła chemię. Wypadły jej wszystkie włosy, ale to się nie
liczyło. Teraz czekam w samochodzie, aż skończy się jej wizyta
kontrolna. Chciałem pójść z nią, ale mnie nie wpuścili, idioci. Przez
ostatnie miesiące mało pracowałem, ponieważ musiałem pomóc Hermionie w
domu. Pansy, mama Miony i moja też przychodziły, żeby posprzątać, zająć
się dziećmi, albo po prostu z nią porozmawiać i spróbować trochę
poprawić humor. Kayla jest jeszcze za mała, żeby to zrozumieć, ale
Scorpius, mimo że nie mówiliśmy mu nigdy całej prawdy dotyczącej
choroby, ale sam dużo wyłapał z naszych rozmów. W końcu nie jest już
taki mały! Kiedyś, jak Miona wyszła gdzieś z Pansy Scorpie podszedł do
mnie i ze łzami w oczach zapytał:
-Czy mama umrze?-wtedy po raz pierwszy tak bezpośrednio, w rozmowie ze mną nazwał Hermionę mamą.
Kucnąłem przed nim i położyłem mu ręce na ramionach.
-Nie umrze, synku.-łzy nadal nie znikały z jego oczu.-Mama jest silna. Poradzi sobie. Wszystko będzie dobrze.
Przytuliłem go mocno.
-Nie chcę stracić drugiej mamy.-szepnął tak cicho, jakby nie chciał, żebym go usłyszał.
Z
myśli wyrwało mnie pukanie. Hermiona stała przy drzwiach pasażera i
pukając w okno czekała aż otworzę. Uśmiechnęła się do mnie, a ja
odwzajemniając ten gest przechyliłem się, żeby otworzyć drzwi. Wsiadła
do samochodu i niemal natychmiast pocałowała mnie w usta. Kiedy się
odsunęła uśmiechnąłem się szerzej.
-Rozumiem, że to oznacza "wszystko w porządku", tak?
Pokiwała głową.
-Nie ma żadnych nawrotów.
Nachyliłem się i pocałowałem ją tak, jak ona wcześniej mnie. Od teraz znowu wszystko będzie dobrze.
***
-Zaraz będę, Draco. Spokojnie. Już dojeżdżam. Daj mi pięć minut.-powiedziałam odkładając telefon.
Właśnie
wracałam z wizyty kontrolnej. Od pierwszej diagnozy minął rok i jak
dotąd nie widać żadnych nawrotów. Wszystko układa się cudownie. Draco i
ja jesteśmy małżeństwem od ponad dwóch lat. Scorpie ma osiem i pół roku,
a Kayla niecałe dwa latka. A dzisiaj podczas tej wizyty kontrolnej
dowiedziałam się, że...
Nie zdążyłam dokończyć myśli, bo zobaczyłam jak wielka ciężarówka jedzie prosto na mnie i po ułamku sekundy uderza w samochód.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Ukłon w stronę Vilene prowadzącej bloga nie-pytaj-mnie-o-jutro.blogspot.com. Użyła tego zwrotu w miniaturce Ps. Kocham cię, a że straszliwie mi się spodobał umieściłam go tutaj i mam nadzieję, że nie będzie miała mi tego za złe :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz