Strony

niedziela, 4 stycznia 2015

"When I was your man"

Hej :)
Ta miniaturka jest inspirowana piosenką (a właściwie opiera się na niej :P) Bruno Marsa "When I was your man" :)
Zapraszam do czytania :)
"Same bed, but it feels just a little bit bigger now,
Our song in the radio, but it don't sound the same"

Siedziałem na krawędzi łóżka ze szklanką Ognistej Whiskey w dłoni. Znowu to samo. Widziałem ją. Znowu. Rozmawiałem z nią. Znowu. Później pytali czy wszystko w porządku. Znowu. Powiedziałem, że tak. Znowu. Teraz piję. Znowu.
Zaczęło się w szkole. Zostaliśmy prefektami, więc musieliśmy mieszkać w jednym dormitorium. Oczywiście nie obyło się bez kłótni, wyzywania, rzucania przedmiotami i trzaskania drzwiami. Blaise śmiał się, że jesteśmy jak stare małżeństwo. Z czasem zaczęliśmy się tolerować. Na początku nie było to łatwe, ale jakoś się udało. Można powiedzieć, że nawet się w jakiś sposób polubiliśmy, zaprzyjaźniliśmy. Potem, podczas Balu Bożonarodzeniowego Dumbledore (razem ze swoim cudownym poczuciem humoru) rzucił zaklęcie na wszystkie jemioły zawieszone pod sufitem Wielkiej Sali. Mianowicie każda (pełnoletnia) para, która pod takową stanęła nie mogła stamtąd odejść dopóki się nie pocałowała. Jeśli tego nie zrobili, pędy jemioły oplatały ich niczym diabelskie sidła i już nie mieli wyboru. Oczywiście dyrektor nie poinformował absolutnie nikogo o swoim pomyśle i tylko dzięki temu zobaczyliśmy Mcgonagall i Snape'a razem (co, chyba nie muszę mówić, było dość komiczne). Po jakimś czasie przyzwyczailiśmy się do tego, aby omijać te zdradzieckie rośliny, a w pewnym momencie o nich zapomnieliśmy. I właśnie to nas zgubiło. Jako że żadne z nas nie miało pary postanowiliśmy z Hermioną pójść razem. Było już grubo po północy, a ponieważ Zabiniemu jakimś cudem udało się przemycić na bal duże ilości Ognistej byliśmy też trochę wstawieni, kiedy nieopatrznie stanęliśmy pod tą nieszczęsną jemiołą. Zanim zdążyliśmy się obejrzeć roślina oplotła nas z każdej strony przyciskając do siebie. Spojrzeliśmy po sobie i wybuchnęliśmy śmiechem (alkohol miał tu duży wpływ na nasze zachowanie). 
-I co teraz?-zapytała cicho z figlarnym uśmiechem.
-Chyba nie mamy wyboru.-nachyliłem się nad nią i musnąłem jej usta swoimi.
Przez kilka sekund staliśmy tak nie ruszając się, a później ona stanęła na palcach i delikatnie pogłębiła pocałunek. Uznałem to za przyzwolenie i tak się w tym zatraciliśmy, że nawet nie zauważyliśmy, że jemioła już wcale nas nie oplata. Objąłem ją i przyciągnąłem mocniej do siebie. Kiedy po jakimś czasie w końcu odsunęliśmy się od siebie, zdaliśmy sobie sprawę, że większość osób będących w Wielkiej Sali patrzy prosto na nas. Niespecjalnie nas to w tamtej chwili obchodziło. Uśmiechnęliśmy się do siebie i ponownie zatonęliśmy w pocałunku. Dokładnie w tym samym momencie rozległy się pierwsze dźwięki piosenki Seala "Kiss from a rose". I pozostała ona naszą piosenką. Już zawsze będzie mi się kojarzyć tylko z nią. I jest to równocześnie jej największym błogosławieństwem i najgorszym przekleństwem.

"When our friends talk about you all that it does is just tear me down,
Cause my heart breaks a little, when I hear your name.
And it all sounds just like uh...uh...uh..."

-Wpadłem ostatnio na Hermionę.-powiedział Blaise.
To było rok po naszym rozstaniu. Nie widziałem jej od tamtego dnia. Unikałem tego spotkania za wszelką cenę chcąc zapomnieć, ale i tak miałem wrażenie, że moje serce na chwilę przestało bić, kiedy usłyszałem jej imię. Zacisnąłem zęby, żeby nie dać nic po sobie poznać.
-I co z nią?-starałem się, aby mój głos był wyprany z emocji, ale nawet ja usłyszałem w nim nutę bólu.
-Pozbierała się.-Diabeł spojrzał na mnie ze współczuciem.-Otwiera własną kancelarię.-uśmiechnąłem się pod nosem. Zawsze tego chciała.-Porobiła masę jakichś dokształcających kursów.-cała Hermiona.-Zaczęła...-urwał. Spojrzałem na niego pytająco.
-Zaczęła co?
Westchnął.
-Zaczęła się z kimś spotykać.
Zamarłem ze szklanką Ognistej w połowie drogi do ust. Dlaczego był to dla mnie taki szok? Przecież powinienem się tego spodziewać. Jest piękna, mądra, zabawna, cudowna, dlaczego miałaby być sama? Nie mam prawa być zaskoczony. Nie mam prawa być o to zły. W końcu to przeze mnie.
-Nie powinienem był zaczynać tematu.-powiedział Blaise patrząc na mnie przepraszająco.-Myślałem...
-To nie twoja wina.-przerwałem mu.-Cieszę się, że... Jest szczęśliwa.
Mówił coś dalej, ale ja już go nie słuchałem. Patrzyłem w okno i myślałem o niej. To była najgorsza i najgłupsza rzecz jaką życiu zrobiłem. I teraz muszę ponieść tego konsekwencje.

"Too young, too dumb to realize,
That I should have bought you flowers
And held your hand.
Should have gave you all my hours,
When I had the chance."

-Czemu tak milczysz?-zapytałem wieczorem, kiedy kładliśmy się do łóżka.
To było kilka miesięcy po skończeniu szkoły. Mieszkaliśmy razem już od pewnego czasu. Hermiona pracowała w magicznej kancelarii prawniczej, a ja zajmowałem stanowisko w Ministerstwie. Chciałem dostać się na sam szczyt i tym samym trochę oczyścić moje nazwisko, tak fantastycznie zbrukane przez mojego ojca.
-Ja milczę? Ja nie milczę. Ja wcale nie milczę.-odparła na pozór spokojnie, ale wyczułem w jej głosie frustrację.
-Nie odezwałaś się od powrotu od Potterów.
-Może nie widziałam potrzeby, żeby się odzywać. Nie mam takiego obowiązku.
-Co się stało?
-Nic, czemu miałoby się coś stać.-prychnęła.
Położyliśmy się do łóżka i milczeliśmy przez kilka minut.
-Przepraszam, że spóźniłem. Dołożyli mi masę papierkowej roboty, później szef mnie do siebie wezwał i nie mogłem wyjść.
Prychnęła jak rozjuszona kotka i wymruczała coś, co brzmiało jak "oczywiście".
-Naprawdę, Miona. Ja... Wiesz, że to dla mnie ważne...
-Ty żyjesz pracą!-wybuchnęła.-To jest dla ciebie najważniejsze! Siedzisz tam od rana do wieczora, a jak już wracasz to znowu o niej mówisz! Kiedy ostatnio normalnie spędziliśmy weekend? Bo ja już nie pamiętam, kiedy nie byłeś w pracy w sobotę!-krzyczała.-Momentami mam wrażenie, że jestem tutaj całkowicie zbędna, że zwyczajnie ci przeszkadzam.-dodała już ciszej.
Spojrzałem na nią zszokowany. Nawet nie przyszło mi do głowy, że może to odbierać w taki sposób. Spuściła głowę.
-Miona, ja...
-Harry, co kilka dni kupuje Lunie kwiaty, bez żadnej okazji. Mówi jej, że ją kocha, urywa się z pracy tylko po to, żeby zobaczyć ją i Jamesa, chce być zawsze jak najbliżej...
-Przepraszam.-powiedziałem cicho.-Przepraszam.-przysunąłem się do niej i objąłem ją mocno wtulając twarz w jej włosy.-Wiem, że jestem beznadziejny. Poświęcam ci za mało czasu, nie doceniam cię, jestem idiotą, potworem, w ogóle na ciebie nie zasługuję. Przepraszam....-pocałowałem ją w czoło, później w skroń, policzek i wzdłuż linii szczęki, aż dotarłem do ust. Pocałunek był delikatny, czuły, niepewny, jakby wszystkie nasze uczucia na chwilę zawisły w powietrzu. Siedzieliśmy tak do późna, raz cicho rozmawiając, raz całując się, a czasami nie robiliśmy nic tylko kołysaliśmy się obejmując nawzajem. Po tej nocy chciałem zmienić swoje podejście do pracy. I udało mi się. Na kilka tygodni. Później znowu było to samo. I to znowu była moja wina.

 "Take you to every party,
Cause all ypu wanted to do was dance,
Now my baby is dancing,
But she's dancing with another man."

 Kilka miesięcy temu w Hogwarcie odbył zjazd absolwentów ostatnich dziesięciu lat. Mimo, że jakoś niespecjalnie chciałem iść ostatecznie Pansy (przy pomocy Diabła) udało się mnie wyciągnąć. Nie chciałem tam być, bo ona też mogła przyjść. Nie mógłbym znieść widoku jej z innym mężczyzną. No, ale stało się. Pansy zagroziła, że jeśli nie pójdę ściągnie mi do domu całą rodzinę i powie im, że nadal jestem sam. Jej jakże fantastyczna siła perswazji jednak nakłoniła mnie do zmiany zdania, ponieważ wyobrażenie całej rodziny napadającej na mnie była jeszcze mniej kusząca niż ten przeklęty zjazd. Zawsze mogłem posiedzieć tam pół godziny i wrócić do domu. Poza tym przecież nikt nie powiedział, że ona musi tam być, prawda? 
Ale była.
I wyglądała jeszcze piękniej niż zazwyczaj. Kasztanowe włosy miała lekko upięte, a po bokach swobodnie opadało kilka kosmyków. Delikatny makijaż rozświetlał jej twarz, a bladoróżowa sukienka, która przylegała w talii opadała później kaskadami na podłogę. Obok niej szedł mężczyzna. Postawny, wysoki, nieznany mi brunet. Kiedy zauważyła Diabła pomachała do niego i ruszyła w naszą stronę. W połowie drogi dostrzegła mnie i trochę straciła równowagę. Nie widzieliśmy się od rozstania. Jej partner podtrzymał ją i (tak mi się przynajmniej wydawało, bo nie słyszałem, co mówi) zapytał czy wszystko w porządku. Ona pokiwała głową i uśmiechnęła się uspokajająco. Kiedy w końcu do nas dotarli Hermiona przywitała się najpierw z Pansy, później z Diabłem i ostatecznie stanęła przede mną.
-Draco.-stwierdziła po chwili niezręcznego milczenia.
-Hermiono.-skinąłem jej głową.
Przełknęła nerwowo ślinę i rozejrzała się dookoła jakby szukała ratunku, a w końcu spojrzała znowu na mnie i uśmiechnęła się zdenerwowana.
-Ładnie wyglądasz.-powiedziałem.
-Dziękuję, ty też... dobrze wyglądasz.-kolejna chwila milczenia.-To... Może ja... Wydaje mi się, że ktoś mnie wołał...-plątała się. Wiedziałem, że chce jak najszybciej skończyć tą niezręczną wymianę zdań.
-Jasne.-przytaknąłem.-Idź.
-Emm... Zobaczymy się jeszcze później.-powiedziała, chociaż wiedziałem, że wcale tego nie chce.
-Tak, oczywiście.-posłała mi słaby uśmiech, a ja go odwzajemniłem.
Godzinę później patrzyłem jak wiruje na parkiecie ze swoim partnerem.
-Od nowego roku zaczyna pracę w Ministerstwie.-powiedziała cicho Pansy.
-Kto?-zapytałem zdezorientowany.
-Oliver.-uniosłem pytająco brwi nadal nie rozumiejąc o kogo jej chodzi.-Wood. Przyszedł z Hermioną.
-To jest Wood?!-powiedziałem podniesionym głosem. Kilka osób spojrzało w naszą stronę ze zdziwienie.-To jest Wood?-powtórzyłem już ciszej.
-Tak, też go na początku nie poznałam. Wyprzystojniał...
-To jest teraz nieważne.-przerwałem jej.-Co on ma robić w Ministerstwie? Ostatni raz kiedy o nim słyszałem grał w Zjednoczonych z Peddlemere.
-Kilka miesięcy temu doznał jakiejś kontuzji... Chyba barku, w każdym razie na tyle poważnej, że nie może już grać w składzie. W zamian zapewnili mu stanowisko w Departamencie Czarodziejskich Gier i Sportów. 
-I... Czy oni... Są...
-Tak.-powiedziała smutno Pansy domyślając się, o co chciałem zapytać.-Mają się pobrać za kilka miesięcy. To jedno z głośniejszych wydarzeń tego roku.
Westchnąłem.
-Nie słyszałem o tym...
-Nie było na pierwszej stronie Proroka, a ty ostatnio nie czytasz nic dalej. Było trochę głębiej i dużo było o tym w "Czarownicy"...
-Czytasz "Czarownicę"?
Zarumieniła się.
-Mniejsza z tym, ważne, że to wiem, tak?
Prychnąłem z lekkim rozbawieniem, za co szturchnęła mnie w żebra. 
Wyszedłem dziesięć minut później. Nie mogłem dłużej na to patrzeć.

"My pride, my ego my needs and my selfish ways
Caused a good strong women like you to walk out my life.
Now I never, never get to clean up all the mess I made
oh...oh...oh...
And it hunts me every time I close my eyes
And it all just sounds like 
uh...uh...uh..."

-Hermiono, ja MUSZĘ być na tej radzie!
-To są urodziny twojej najlepszej przyjaciółki!-krzyknęła wściekła.
Rzeczywiście. Przyjęcie-niespodzianka z okazji urodzin Pansy miało się odbyć dziś wieczorem. Głównymi organizatorami byliśmy Miona, Diabeł i ja. Jedynym problemem i równocześnie powodem naszej kłótni było to, że pół godziny temu dowiedziałem się, że rada, która miała być pojutrze została przeniesiona na dzisiejszy wieczór, ponieważ któryś z ministrów musi gdzieś później wyjechać. 
-Planowaliśmy to od tygodni! Rozumiem, gdyby to były urodziny kogoś innego, ale to jest Pansy! To ona zawsze była po twojej stronie, to ona zawsze ci pomagała, a ty nie możesz nawet przyjść na jej urodziny! Przez pierwsze lata w Hogwarcie traktowałeś ją jak śmiecia, a ona i tak się nie zniechęciła, a teraz właśnie pokazujesz ile ona dla ciebie znaczy!
-Pansy dużo dla mnie znaczy! Ale, zrozum, ja naprawdę muszę być na tej pieprzonej radzie! Od tego zależy...
-Twoja kariera!-przerwała mi.-Oczywiście, znowu wracamy do pracy! Do TWOJEJ pracy! Zawsze jesteś tylko TY i TWOJA PRACA! Powiem ci coś: praca, choćby była nie wiadomo jaka może w każdym momencie się skończyć. Mogą cię wylać, możesz ci się coś stać i już nie będziesz mógł pracować. A przyjaciele zostają na zawsze. Nie ważne co się stanie.-przez chwilę jeszcze mierzyliśmy się wzrokiem, a potem ona wyszła z pokoju. Kilka minut później usłyszałem trzaśnięcie drzwi. 
Westchnąłem ciężko i podszedłem do barku, żeby nalać sobie Ognistej. Kiedy już napełniłem szklankę, naczynie wysunęło mi się z dłoni. 
-Kurwa mać!
I nie chodziło mi wcale o to, że alkohol ubrudził nowy dywan, ani że po podłodze walały się odłamki szkła. Znowu zachowałem się jak dupek. Ale nie mogłem zmusić się do tego, żeby za nią pobiec, chociaż wiedziałem, że zdążyłbym ją dogonić. Zaśmiałem się gorzko.
-Duma. Pomyśleć, że według mojego ojca była cnotą.
Nie poszedłem na urodziny Pansy. Byłem na radzie, dzięki której zostałem awansowany na wyższe stanowisko. Ale kogo by to obchodziło. Nawet ja się z tego nie cieszyłem. Przez następne kilka dni po kłótni nie odzywaliśmy się do siebie. W końcu oczywiście ją przeprosiłem. I ją i Pansy. Ale co z tego, skoro kilka tygodni później znowu zrobiłem taką samą głupotę? I znowu się pokłóciliśmy. I tym razem już na dobre.

"Too young, too dumb to realize,
That I should have bought you flowers
And held your hand.
Should have gave you all my hours,
When I had the chance.
Take you to every party,
Cause all you wanted to do was dance,
Now my baby is dancing,
But she's dancing with another man"

Odkąd Wood zaczął pracować w Ministerstwie spotkałem Hermionę kilka razy. Zawsze było tak samo. Rozmawialiśmy przez chwilę. Później inni pytali czy wszystko w porządku. Odpowiadałem, że tak. A potem piłem. I mieliśmy takie błędne koło. Po naszym ostatnim spotkaniu dowiedziałem się od Pansy (i "Czarownicy") że ich ślub ma się odbyć za trzy tygodnie. Nie wiem, co mną wtedy kierowało (chyba nagły, ostatni przypływ nadziei), ale napisałem do niej list. Poprosiłem ją o spotkanie. Zgodziła się, chociaż po piśmie widziałem, że ręka jej się trzęsła, kiedy odpowiadała. Teraz szedłem właśnie do kawiarni, w której się umówiliśmy. Po drodze kupiłem kwiaty-białe tulipany, jej ulubione. Byłem chwilę przed czasem, więc zająłem miejsce przy stoliku i czekałem. Zjawiła się równo o wyznaczonej godzinie-jak zawsze punktualna. Rozejrzała się szukając mnie, więc pomachałem jej ręką. Uśmiechnęła się niepewnie i podeszła. Wstałem kiedy dotarła do stolika.
-Ślicznie wyglądasz.-powiedziałem.
-Dziękuję.-przygryzła delikatnie dolną wargę.
-To... Dla ciebie.-dałem jej kwiaty.-Wiem, że to twoje ulubione, pomyślałem, że...
-Dziękuję, Draco.-urwała.-Są piękne.
Usiedliśmy i zamówiliśmy kawę. Kiedy kelnerka odeszła Hermiona zapytała:
-Dlaczego chciałeś się ze mną spotkać?
Westchnąłem i nerwowo przeczesałem włosy.
-Hermiono, ja... Naprawdę żałuję tego wszystkiego. Tego jak się zachowywałem, co robiłem, albo raczej czego nie robiłem, tego co powiedziałem... 
-Draco to było prawie dwa lata temu, ja... już przez to przeszłam. Było mi ciężko, były noce kiedy naprawdę jedyne co chciałam, to żebyś był obok mnie... Ale w końcu udało mi się to zostawić w za sobą. Kiedy był na to czas bałam się cokolwiek zrobić, bo nie wiedziałam czego ty chcesz, a teraz... Jestem z Oliverem, kocham go, jestem szczęśliwa... Przepraszam, Draco, ale tak właśnie jest... Nigdy nie zapomnę o tym, co nas łączyło, ale ruszyłam dalej. I ty też powinieneś.-patrzyła na mnie ze smutkiem. Przez chwilę milczeliśmy.-Chyba... Powinnam już iść...-wstała.-Przepraszam, to spotkanie nie było dobrym pomysłem, nie powinnam była się na nie godzić.-pokiwałem głową nie patrząc na nią.-Do widzenia, Draco.
Nic nie odpowiedziałem. Usłyszałem dzwonek oznaczający otworzenie drzwi do kawiarni i wiedziałem, że to ona. Kilka sekund później zerwałem się z miejsca. Muszę jej to powiedzieć. Ostatni raz. Rzuciłem na stolik pięć funtów i wypadłem z kawiarni. Rozglądałem się, próbując dostrzec ją pośród tłumu ludzi na ulicy. W końcu ją zobaczyłem. Rozkojarzona, nie patrząc, co robi weszła na jednię, żeby przejść na drugą stronę. Rozległ się klakson, ale ona jakby go nie słyszała-wielka ciężarówka jechała prosto na nią.
-Hermiono uważaj!-krzyknąłem w tym samym momencie podbiegając do niej i odpychając ją. 
Poczułem okropny ból w kręgosłupie i prawym ramieniu. Siła uderzenia uniosła mnie nad ziemię, na którą zaraz upadłem, dzięki czemu do wcześniejszych urazów doszedł jeszcze ból wszystkich innych części ciała. Z pewnością na całej ulicy rozległy się okrzyki przerażenia, ale ja słyszałem tylko ją. 
-Draco, o Boże, Draco!-podbiegła do mnie, uklękła i położyła sobie moją głowę na kolanach.-Coś ty zrobił, Draco? Dlaczego? 
-Kocham cię.-nie wiem, czy z moich ust wydobył się jakiś dźwięk, ale jeśli nie wyczytała te słowa z ruchu moich warg.
-Boże, ale dlaczego, Draco?-łzy płynęły po jej policzkach i kapały na moją twarz mieszając się z krwią.-Wszystko będzie dobrze, zaraz przyjedzie karetka i zabiorą cię do szpitala, a stamtąd przeniosą cię do Świętego Munga i cię wyleczą i wszystko będzie dobrze.-cały czas dotykała mojej twarzy albo głaskała po włosach. Pokręciłem przecząco głową. Wiedziałem, że nie będzie tak jak mówi. Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć.-Ciii...-delikatnie przytknęła palec do moich warg.-Nic już nie mów. Wszystko będzie dobrze, Draco.
-Mam nadzieję, że on robi to wszystko, co ja powinienem robić, kiedy byłem twoim mężczyzną.-powiedziałem cicho, zachrypniętym głosem.
-O czym ty mówisz, Draco, spokojnie, zaraz przyjadą...-nie usłyszałem już reszty tego zdania. Musiałem stracić na chwilę przytomność.
-Kocham cię, Miona.-wydusiłem z siebie ostatkiem sił. 
Spojrzała na mnie. Jej oczy były pełne łez, których cały czas przybywało.
-Draco, ja... Ja też cię kocham.
To było ostatnie, co usłyszałem. 
Zamknąłem oczy. 
Nagle zniknęły jej ręce i kolana pod moją głową. 
Potem zniknął też ból.
A później nie było już nic. 

"Although it hurts, I'll be the first to say that I was wrong
Oh, I know I'm probably much too late
To try an apologize for my mistakes
But I just want you to know
I hope he buys you flowers, I hope he holds your hand
Give you all his hours when he has the chance
Take you to every party ‘cause I remember how much you loved to dance
Do all the things I should’ve done when I was your man
Do all the things I should’ve done when I was your man."

4 komentarze:

  1. I znowu. Jak przy każdej waszej miniaturce. Mam focha :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo piękne :) takie nieprzesłodzone, ale troszkę smutne :(
    PS: kiedy jeszcze czytałam miałam nadzieję, że Hermiona jednak nie będzie z Draco. I dobrze że nie byli razem xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo piękne :) takie nieprzesłodzone, ale troszkę smutne :(
    PS: kiedy jeszcze czytałam miałam nadzieję, że Hermiona jednak nie będzie z Draco. I dobrze że nie byli razem xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Bożee, czemu to tak skończyłaś? Czemu nie mogło być Happy- Endu? Jestem wkurzona, naprawdę! Miniaturka naprawdę dobrze napisana, praktycznie nie znalazłam błędów, mogły zdarzyć się pominięte przecinki, ale nie urywam za to głowy ;3 Gdyby nie końcówka byłoby 10/10, ale to twój zamysł ;)
    Pozdrawiam
    Pure

    OdpowiedzUsuń