Strony

niedziela, 4 stycznia 2015

Część III - "Wszystko, co dobre przychodzi nieoczekiwanie... Przychodzi i odchodzi..."

 Część III
"Wszystko, co dobre przychodzi nieoczekiwanie...Przychodzi i odchodzi..."


-Pan Malfoy?-usłyszałem żeński głos w słuchawce telefonu (który "ulepszyłem" kilkoma zaklęciami).
-Słucham?-odparłem.
-Mówi uzdrowicielka Muriel ze szpitala imienia Świętego Munga. Niestety muszę pana poinformować o przykrym zajściu, które niedawno miało miejsce. Pana żona miała wypadek. Poważny. Właśnie jest...
Po tych słowach zamarłem. Kiedy dotarł do mnie ich sens rzuciłem słuchawkę i popędziłem do kominka. Dobrze, że dzieci były u mamy. Chwyciłem pudełko z proszkiem Fiu i przeniosłem się do Munga. Popędziłem w stronę recepcji ignorując kolejkę. Dopadłem biurka, za którym siedziała gruba naburmuszona recepcjonistka. 
-Moja żona-wysapałem zmęczony biegiem i przerażony.-miała wypadek. Niedawno. Przywieźli ją...
-Nazwisko.-przerwała mi.
-Malfoy.
Spojrzała na coś w papierach.
-Jest operowana w sali numer 13. Na trzecim piętrze.
Nie powiedziałem nic tylko pobiegłem dalej, po schodach na trzecie piętro i do końca korytarza do sali 13. Drzwi były zamknięte, a nad nimi widać było napis: TRWA OPERACJA.
Czy to przypadek, że ostatnia operacja Astorii również odbywała się w tej sali? Nie wiem. Nic już nie wiem. Krążyłem przed drzwiami przez pół godziny tam i z powrotem, ale w końcu moje nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Usiadłem na jednym z twardych plastikowych krzeseł przed salą. Minęła godzina, dwie, trzy, a drzwi wciąż były zamknięte. W końcu otworzyły się i stanęła w nich uzdrowicielka z plakietką "Muriel". Zerwałem się z krzesła i zasypałem ją pytaniami. Pokręciła tylko głową.
-Przykro mi. 
Patrzyłem na nią jak na psychopatkę. Przecież to niemożliwe! Wygrała z rakiem, a prze-przegrała z... no właśnie, z czym? Nie musiałem wypowiadać tego pytania na głos. 
-To był wypadek samochodowy. Kierowca ciężarówki stracił panowanie nad pojazdem. Zginął na miejscu. Pana żona była w bardzo ciężkim stanie. Istniało zaledwie kilka procent szans na przeżycie. Niestety. 
Jej słowa dotarły do mnie dopiero po chwili. Ale... Ona nie mogła! Ona nie mogła odejść... Upadłem na kolana. Z sali operacyjnej wyjechała kozeta  z ciałem przykrytym białym prześcieradłem. Złapałem za nią obiema rękami i próbowałem ją zatrzymać. Nie miałem siły. Uzdrowiciele bez większego wysiłku odciągnęli mnie i dali do wypicia jakiś eliksir na uspokojenie. Poddałem się ich woli i pozwoliłem posadzić na jednym z plastikowych krzeseł. Łzy leciały strumieniami po moich policzkach. Po chwili głowa opadła mi na pierś i straciłem świadomość.


***
Stałem obok taty i patrzyłem jak trumna z mamusią znika pod ziemią. Złapałem tatę za rękę. Do oczu napłynęły mi łzy, ale wiedziałem, że muszę teraz być silny, wspierać tatę i mu pomagać. Tak jak on to robił kiedy zmarła mama Astoria. Za nami stali babcia i dziadek z Kaylą na rękach i obok nich rodzice mamusi. Oni też płakali. Tak jak tata. Kiedy już nie widziałem trumny pokonałem gulę w gardle i szepnąłem: - Teraz nie mam już drugiej mamusi. W tym momencie tata stracił panowanie nad sobą. Upadł na kolana przy dole z trumną i zaczął szlochać jak opętany. Płakał, krzyczał, żeby mamusia wróciła, że nie może nas teraz zostawić. Że jej potrzebujemy, że on jej potrzebuje. Krzyczał jak bardzo ją kocha i żeby wróciła. Kiedy wujek Blaise próbował pomóc mu wstać i odprowadzić go na bok wyrwał mu się i krzyczał dalej. Wszyscy patrzyli jak próbuje rzucić się do dołu za trumną, za mamusią, ale tym razem wujkowi udało się go odsunąć - chociaż trochę. Po raz kolejny upadł na kolana, ale teraz tylko płakał i cicho szlochał. Od czasu do czasu szeptał: "Wróć do mnie, kochanie. Wróć do mnie, Miona." Pogrzeb się skończył, a tata nadal klęczał w tym samym miejscu płacząc i kiwając się w przód i w tył. Podeszła do niego babcia Cyzia. Przytuliła go mocno i zaczęła gładzić po włosach tak jak mamusia zawsze gładziła mnie kiedy byłem smutny. Tata zaniósł się kolejnym szlochem, a do mnie podeszła babcia Jean i też mnie przytuliła. Razem z dziadkiem zabrali mnie i Kaylę do siebie do domu, tłumacząc, że tatuś musi pobyć chwilę sam. Spałem z babcią i Kaylą. Dziadek wyszedł wieczorem i wrócił rano nadal tak samo smutny. W nocy dużo z babcią płakaliśmy. Pokazywała mi dużo zdjęć mamusi jak była młodsza. Oglądaliśmy nagranie ze ślubu. Pierwsze zdjęcia z Kaylą. Kiedy w końcu zasnęliśmy było bardzo późno. Następnego dnia znowu zostaliśmy u babci i dziadka. Potem wzięli nas do siebie drudzy dziadkowie, a później wujek Blaise i ciocia Pansy. Płakałem każdej nocy przez następne tygodnie. Czasami też w ciągu dnia, na przykład kiedy widziałem zdjęcie mamusi. To niesprawiedliwe! Większość dzieci ma mamusie przez całe życie, a ja?! Mam niecałe dziewięć lat i straciłem już dwie mamusie! Kayla, mimo że jest taka mała też wie, że coś się zmieniło. W nocy budzi się i płacze, że chce do mamy. A mamy już nie ma. I nigdy nie wróci. 

***
Dwa miesiące i tydzień po pogrzebie...
-Lucjuszu!-obudził mnie w nocy krzyk babci.-Coś się dzieje z Kaylą!
Dziadek zerwał się z łóżka i podbiegł do łóżeczka małej. Widziałem wszystko przez uchylone drzwi do ich sypialni, która była naprzeciwko mojego pokoju u nich w domu. Kayla płakała, kaszlała i krztusiła się bez przerwy. Jej mała twarz była strasznie blada, a na policzkach miała czerwone wypieki. Blond loczki miała sklejone od potu, który spływał również po jej plecach i perlił się na czole. 
-Musimy zabrać ją do Munga!-powiedział natychmiast dziadek widząc stan małej.-Użyj proszku fiu, a ja wstąpię jeszcze do Blaise'a zostawić Scorpiusa, przecież nie może zostać sam.
-Dobrze.-odparła babcia i owinąwszy małą w kocyk podeszła do kominka i przeniosła się do szpitala.
***

W tym samym czasie...

Aportowałem się na plażę. Wszystko wyglądało tak jak wtedy.  Piasek był idealnie biały, woda niesamowicie niebieska i przejrzysta, a jaskinia przede mną brudno-czerwona. To właśnie tutaj się to odbyło. Tutaj, w tej małej zatoczce, oświadczyłem się Hermionie. Pamiętam jej reakcję, kiedy ją tu wtedy przyprowadziłem...

-Gdzie ty mnie prowadzisz?-spytała, ponieważ miała zawiązane oczy. Pisnęła kiedy wziąłem ją na ręce, żeby nie potknęła się przy wejściu do jaskini, a ja zaśmiałem się.-Serio, gdzie my jesteśmy?
-Zaraz zobaczysz.-uśmiechnąłem się przebiegle, ale ona nie mogła tego zobaczyć.
-Wiem, że się uśmiechasz!-cholera.-Co ty kombinujesz?
-Niespodzianka.
Pokręciła głową z uśmiechem.
-Jesteś niemożliwy.
-Ale mnie kochasz.-droczyłem się z nią wciąż ją niosąc.
-Nie mam wyboru.
W końcu postawiłem ją na piasku na środku plaży. Otaczały nas skały, woda i krzewy. Słońce właśnie zachodziło. Niedaleko od brzegu leżał czerwony koc, który rozłożyłem kilka godzin temu. Stały na nim butelka szampana w kubełku z lodem, dwa kieliszki, zapalone świece i koszyk z przystawkami, które przygotowałem. Sięgnęła ręką do supła z tyłu głowy, żeby rozwiązać chustkę zawiązaną na oczach. Złapałem za jej dłoń i przysunąłem ją mojej twarzy. Drugą dotknąłem jej policzka i pocałowałem ją w usta. Oddała ten pocałunek z pasją, a ja dopiero po chwili zdjąłem jej z oczu opaskę. Odsunąłem się od niej, a uniosła powieki. Zaraz zmrużyła je z powrotem, ale kiedy ponownie je otworzyła były wielkie jak monety. Rozejrzała się wokół i nie zważając na nic rzuciła mi się na szyję. Zaskoczony jej reakcją nie utrzymałem równowagi i oboje upadliśmy na piasek. Przywarła do mnie ustami i całym swoim ciałem. Kiedy już się ode mnie odsunęła powiedziała:
-Gdzie my jesteśmy?
-A podoba ci się?-znowu się z nią droczyłem.
-Oczywiście, że mi się podoba, idioto! 
-Odkryłem to miejsce w wakacje po siódmej klasie. Chciałem się gdzieś zaszyć, żeby nikt mnie nie znalazł, nie wypominał tego co źle zrobiłem. Włóczyłem się po całej Anglii wybierając bezsensowne miejsca do aportacji i w końcu trafiłem tutaj. Od razu zakochałem się w tym miejscu-tak jak w tobie. 
Spojrzała na mnie z czułością i nachyliła się, żeby po raz kolejny mnie pocałować.
-Ja też cię kocham.-wymruczała przed tym.
Dwie godziny później jedzenie, które przygotowałem zniknęło razem z zawartością butelki. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy i od czasu do czasu wymienialiśmy pocałunki.
-Może popływamy?-zapytałem.
-Z przyjemnością.-odparła Miona i wstała. 
Kiedy ja pozbywałem się koszuli i spodni, ona już dawno zdjęła sukienkę i bieliznę. Podbiegła do brzegu i weszła do wody stopniowo zanurzając się aż po obojczyki. Mała cholera. W końcu pozbyłem się całej garderoby i również wszedłem do wody. Podchodząc do Miony słyszałem jej cichy nerwowy śmiech. Objąłem ją w talii i schyliłem głowę, by pocałować ją w usta. 
~ ~ ~
Jakiś czas później leżeliśmy na kocu przykryci moją marynarką. Głowa Miony spoczywała na mojej piersi, a ja obejmowałem ją ramieniem. Nasze włosy wciąż ociekały wodą. 
-Kocham cię.-szepnąłem jej do ucha.
Odpowiedziała mi z uśmiechem:
-Ja ciebie też.
Wsunąłem dłoń do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciągnąłem małe pudełeczko.
-Hermiono...-zacząłem obracając nerwowo pudełeczko trzymając je jednak poza jej wzrokiem.-Wiem, że w szkole zachowywałem się jak dupek, cham i ostatni obrzydliwiec. Wiem, że nienawidziliśmy się nawzajem ale... później wszystko się zmieniło. Wtedy na pokątnej, kiedy mały się zgubił... Na początku cię nie poznałem. Wiedziałem, że to ty dopiero kiedy się uśmiechnęłaś. Wcześniej wiele razy myślałem nad swoim zachowaniem, jednak tamtego dnia coś mnie tknęło i... Czułem, że nie będę mógł z tym żyć jeśli cię nie przeproszę... Wiem, że robiłem to już wiele razy, ale sam nigdy sobie tego nie wybaczę... Szczególnie teraz, kiedy cię pokochałem. Może się pospieszyłem, ale... Chciałbym ci to wszystko udowodnić, przypieczętować naszą miłość...
-Draco...-zaczęła, ale jej przerwałem.
-Proszę, daj mi skończyć. Jeśli tego nie chcesz, to tego nie zrobimy. Hermiono...-wziąłem głęboki oddech.-Wyjdź za mnie.
Nie patrzyła na mnie. Zbłaźniłem się. Nie powinienem był w ogóle zaczynać tematu. Dotknęła mojego policzka.
-Draco...-spojrzałem na nią bojąc się tego, co mogę usłyszeć. Patrzyła na mnie z miłością.-Kocham cię. I z wielką przyjemnością zostanę twoją żoną.

Na samo wspomnienie oczy zaszły mi łzami. Ze złością potarłem je ręką. Nie. Nie dzisiaj. Patrząc na wodę powoli zacząłem iść w jej kierunku. Nie była taka ciepła jak wtedy. Nogawki spodni nasiąkały nią i ciążyły. Zanurzony po szyję spojrzałem jeszcze raz w niebo. Jest tam. Czuję to. Teraz już podpłynąłem dalej. Wiedziałem, że kilka jeszcze kilka metrów i będzie spadek o dziesięć metrów w dół. Straciłem grunt. Znowu spojrzałem do góry. Uśmiechnąłem się z bólem ale równocześnie i z ulgą.
-Już niedługo znowu będziemy razem, kochanie.-szepnąłem i położyłem się na plecach.
Nie starałem się utrzymać na powierzchni. Po chwili cały byłem pod wodą. Zamknąłem oczy. Zaraz się spotkamy...
-Draco...-usłyszałem jej cudowny głos. Nie sądziłem, że to pójdzie tak szybko i bezboleśnie.
Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że leżę na trawie. Nade mną rozpościerało się błękitne niebo. Uniosłem się na łokciach i uśmiechnąłem na widok Hermiony stojącej przede mną.
-Miona...-nie wierzyłem własnym oczom i uszom. 
-Co ty zrobiłeś, Draco...-kręciła głową z niedowierzaniem. Wcale się nie uśmiechała. Płakała.
-Miona...-wstałem i podszedłem do niej. Chciałem ją objąć, pocałować. Ale kiedy wyciągnąłem dłoń do jej policzka natrafiłem na powietrze. Spróbowałem jeszcze raz.-Dlaczego... Dlaczego nie mogę cię dotknąć?
-Jeszcze nie jest za późno, Draco.-powiedziała zamiast mi odpowiedzieć.-Musisz zająć się Scorpiusem. On cię potrzebuje. Czuje się jakby stracił oboje rodziców. Dwa razy. 
-Ale przecież ja...
-To nie jest miejsce, do którego trafiają ludzie po śmierci. To tylko przejściowe. Tutaj możesz zdecydować. Nie każdy ma wybór. Ja poprosiłam o niego dla ciebie. To głupota, Draco. On cię potrzebuje. Nie możesz zrobić mu tego po raz kolejny. 
Dopiero teraz, kiedy ona to powiedziała dotarło do mnie to, co robiłem. Nie widziałem dzieci od pogrzebu. Osunąłem się na ziemię. Od dwóch miesięcy i tygodnia nie widziałem naszych dzieci. Właśnie, dzieci...
-Dlaczego... Dlaczego mówisz tylko o Scorpiusie?-zapytałem oddychając ciężko. 
-Musisz tam wrócić, Draco.-powiedziała i położyła obok mnie kopertę.- Po prostu zamknij oczy i pomyśl o miejscu, w którym byłeś.-siedziałem niezdolny, by się poruszyć.-Zrób to, Draco.-zrobiłem. Zamknąłem oczy. Ostatnim, co usłyszałem było ciche-Kocham cię.
Poczułem wodę w przełyku. Dusiłem się i dławiłem, ale udało mi się w końcu wypłynąć na powierzchnię. Jakoś dotarłem do brzegu i opadłem na piasek. Przez jakiś czas dyszałem. To tylko moja wyobraźnia, prawda? Dlaczego ona mówiła tylko o Scorpiusie? Kolejna fala podpłynęła do mnie. Usłyszałem jakiś szelest koło ucha. Odwróciłem głowę. Obok mnie leżała koperta. Ta sama, którą Hermiona położyła na trawie w tym dziwnym miejscu. Wziąłem ją do ręki. Była całkowicie sucha. Usiadłem szybko i ją rozerwałem. W środku był kawałek pergaminu złożony na pół. Otworzyłem go i zobaczyłem jej pismo. Zacząłem czytać.

Kochany Draco!
Wiem, że jest ci teraz ciężko-ja też za Tobą tęsknię. Za Tobą i za dziećmi. Musisz zająć się Scorpiusem, kochanie. Mówiłam Ci, że jemu jest jeszcze ciężej. 
Przepraszam, że odeszłam. Ale to nie moja wina. Niczyja. Nawet tego kierowcy. A tym bardziej nie Twoja. Nie obwiniaj się, nigdy.
To, co próbowałeś zrobić... Nie próbuj więcej. Wyobraź sobie, co Scorpius by przeżywał, gdyby stracił oboje, a właściwie już troje, rodziców. Gdybyśmy zamienili się miejscami, owszem cierpiałabym. Chciałabym być z Tobą ponad wszystko. Ale jak powiedział kiedyś Albus Dumbledore: "Nie żałuj umarłych. Żałuj żywych." Ci, którzy nam jeszcze pozostali są ważniejsi niż ci, którzy odeszli. Im nie może stać się już nic gorszego, a tamci wciąż są narażeni na świat i całe jego zło. 
Jeszcze się spotkamy, Draco. Będziemy razem. Ale musisz mi obiecać, że stanie się to dopiero, kiedy przyjdzie na to czas.
Obiecaj.
Kocham Cię i zawsze będę.
Hermiona

Łzy znowu płynęły mi po policzkach. Otarłem je. Znowu nie mówiła nic o Kayli! Coś musiało się stać...
***

Wpadłem do Munga jak strzała i popędziłem do recepcji. Znowu zlekceważyłem kolejkę i przepchnąłem się na początek.
-Czy...-zacząłem dysząc.-Czy jest tutaj dziewczynka? Dwuletnia? 
-Nazwisko.-ucięła recepcjonistka.
-A, no tak. Kayla Malfoy.
Sprawdziła coś w dokumentach.
-Tak, jest. Sala numer 33 na szóstym piętrze. 
Pobiegłem schodami na odpowiednie piętro, a później wzdłuż korytarza szukając drzwi z odpowiednim numerem. Przed salą z numerem 33 stali moi rodzice. 
-Draco...-zaczął ojciec.
-Co się dzieje z Kaylą?-spytałem bez zbędnego wstępu.
-W nocy... Coś się zaczęło dziać. Miała straszną gorączkę, była okropnie blada, obudziła się cała mokra i płakała. Później, już w szpitalu, zaczęła kaszleć krwią. Teraz uzdrowiciele próbują określić co się dzieje i ustabilizować jej stan.
Zza zamkniętych drzwi dobiegł okrzyk:
-Tętno zwalnia!
-Szybko, rozpocząć resuscytację!
Słysząc to dopadłem drzwi i zacząłem szarpać za klamkę. Nic nie dało. Zamknięte. Wyjąłem różdżkę.
-Alohomora!
Same się przede mną otworzyły. W środku zobaczyłem sześciu uzdrowicieli stojących wokół kozety, na której leżała moja malutka córeczka. Jeden z nich wykonywał resuscytację.
-Praca serca zatrzymana.-powiedział grobowym głosem po kilku minutach.-Nie można już nic zrobić.
Przez chwilę nie docierały do mnie ich słowa. Przecież to niemożliwe! Moja malutka córeczka, moja Kayla zaraz usiądzie, uśmiechnie się szeroko i powie: Tata! Ale nic takiego się nie stało. Uzdrowiciele przykryli ją białym prześcieradłem i dopiero wtedy zauważyli moją obecność. Nie zrobili nic, żeby mnie wyprosić. Jedną z nich była Muriel. Ta sama Muriel, która operowała Hermionę. Spojrzała na mnie jakby mnie rozpoznała i powiedziała:
-Przykro mi, panie Malfoy. 
Nie zareagowałem. To moja wina. Gdybym był przy niej przez cały ten czas po śmierci Miony, może by do tego nie doszło... Miona. Ona wiedziała. Już wtedy wszystko było przesądzone. Dlatego pisała tylko o Scorpiusie. Ona wiedziała.

***

Pogrzeb odbył się w tym samym miejscu, co pogrzeb Miony. Podszedłem do małej otwartej trumny, w której leżała. Była taka malutka... Jasne loczki okalały jej bladą twarz jak aureola. Wziąłem delikatnie jej rączkę. 
-Przepraszam, córeczko.-wyszeptałem.-Wiem, że mogłem być lepszy, więcej się tobą zajmować-szczególnie w ostatnich miesiącach. Byłem beznadziejny. Zamknąłem się w sobie. Nie widziałem świata poza cierpieniem i tęsknotą za twoją mamusią. Pieprzony egoista.-zreflektowałem się.-Przepraszam, nie słyszałaś tego ostatniego. Mam nadzieję, że będzie ci tam dobrze. W końcu będziesz z mamusią. Ona się tobą zaopiekuje-na pewno lepiej niż ja. Będę bardzo za tobą tęsknić. Kocham cię, córeczko. Przekaż mamusi, że ją też bardzo kocham. Kiedyś znowu się spotkamy. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.-łzy płynęły mi po policzkach, kiedy to mówiłem. Pocałowałem ją w jej zimne czółko i odszedłem. 
Stanąłem w pierwszym rzędzie. Kiedy ceremonią dobiegła końca przyjąłem wszystkie kondolencje nawet nie zważając na to, kto je składa i wróciłem ze Scorpiusem do domu. Położyliśmy się razem na łóżku w sypialni. Jak przed czterema laty. Znowu zostaliśmy sami.
 
***

Kochana mamusiu!
Dziś mija dziesięć lat od dnia, kiedy od nas odeszłaś. Bardzo żałuję, że Cię teraz tutaj nie ma! Za dwa miesiące, tydzień i trzy dni będzie rocznica śmierci Kayli. Przez te lata tata bardzo się zmienił. Nie ma już śladu po tym wesołym człowieku, który porywał Cię do tańca, kiedy w radiu leciała piosenka z waszego ślubu, który czytał mi bajki na dobranoc odgrywając przy tym sceny walki ze smokiem, który podczas naszych pierwszych wspólnych świąt kupił mi miotłę i biegał za mną po całym domu pilnując, żebym nie spadł. Zniknął. Odszedł razem z Tobą. W jakiś sposób poradził sobie z żałobą, ale wiem, że nadal cierpi i za Tobą tęskni - tak jak ja. Najgorzej było kiedy jechałem do Hogwartu. Odprowadzając mnie na peron miałem wrażenie, że widzę w jego oczach ból, jakbym i ja opuszczał go na zawsze. W tym roku nie będzie musiał już tego robić. Skończyłem szkołę i postanowiłem zamieszkać niedaleko taty wraz z Leną, moją, od wczoraj, narzeczoną. Nikt jeszcze o tym nie wie, ale mimo młodego wieku, spodziewamy się dziecka. Czuję, że to będzie dziewczynka. Nazwiemy ją Hermiona Kayla Astoria Malfoy - aby uczcić pamięć was trzech. Lena już się zgodziła. Mam nadzieję, że wnuczka choć trochę zastąpi tacie Ciebie i Kaylę. Przez te lata, które minęły odkąd odeszłaś tata nadal myśli, że to wszystko jego wina. Twoja śmierć - ponieważ mógł pojechać wtedy z Tobą. Śmierć Kayli - ponieważ powinien był być przy niej podczas choroby i wcześniej. Czuje się winny również przez swoją próbę samobójstwa. Tak, wiem o niej. Dokładnie trzy lata temu, w czasie siódmej rocznicy wszedłem do sypialni taty, żeby sprawdzić jak się czuje, ponieważ nie wychodził z pokoju od rana. Spał. Na łóżku obok niego znalazłem list, który w nie wiem jaki sposób zdołałaś przekazać mu po śmierci. Wiem, że nie powinienem, ale ciekawość i tęsknota za Tobą wygrały. Tak dobrze było zobaczyć znowu Twoje pismo, poczuć choć namiastkę tego co odeszło wiele lat temu! Za pierwszym razem napawałem się tym co widziałem. Czytając słyszałem w głowie Twój miękki, czuły głos, jednak nie docierał do mnie sens słów. Łzy płynęły mi po policzkach, ale spojrzałem po raz drugi i trzeci i zrozumiałem co się wtedy stało. Chciałem wyjść, by po raz kolejny opłakać Cię w swoim pokoju za zamkniętymi drzwiami. Odłożyłem list tam gdzie go wcześniej znalazłem i ruszyłem w stronę drzwi, kiedy zobaczyłem na podłodze kartkę zmiętą w kulkę. Po raz kolejny ciekawość zwyciężyła i rozwinąłem papier. W środku był kolejny list. Tym razem od taty do Ciebie, mamusiu. Zachowałem go. Tata nie zauważył, bo zrobiłem jego kopię i zostawiłem w tym samym miejscu. Wiem, że chciałabyś dowiedzieć się co było w środku więc umieszczę go tutaj:

Najukochańsza Hermiono!
Dziś mija siedem lat, odkąd od nas odeszłaś. Siedem ciężkich lat za nami. Kolejne również upłyną mi w cierpieniu i tęsknocie, ale najgorsze już za mną - tak mi się wydaje. Wiem, że z każdym dniem w jakiś sposób przybliżam się do kolejnego spotkania z Tobą więc nie jest tak źle. Scorpius zaczyna niedługo piąty rok w Hogwarcie. Jak dotąd dobrze mu idzie, jestem z niego naprawdę dumny i jestem pewny, że Ty też. Ma dziewczynę, Lenę i wydaje mi się, że, mimo młodego wieku, szczerze ją kocha - tak jak ja Ciebie.
Nie ma dnia, kiedy bym o Tobie nie myślał, kochanie. O Tobie i o Kayli. Tak strasznie żałuję, że Was tutaj nie ma! Tęsknię za wami dzień i noc. Wciąż myślę o tym, co by było gdybym wtedy z Tobą pojechał. Pewnie wszystko potoczyłoby się inaczej. Później myślę o tym, że nie powinienem był się tak załamywać po Twoim odejściu. Nie powinienem był wtedy tego robić. Powinienem był bardziej zająć się dziećmi. Gdybym to zrobił Kayla prawdopodobnie nadal byłaby z nami. 
Nigdy nie przestanę się za to winić. 
Zawsze będę tęsknił.
Zawsze będę Was kochał.
Draco
Ps. Obiecuję.

Jak sama widzisz, mamusiu, tata nigdy nie przestanie się obwiniać. Ja również zawsze będę Was kochał i za Wami tęsknił. Wiem, że tam jesteście. Czuję to. 
Kocham Was!
Scorpius

9 komentarzy:

  1. O.O chwyta za serce ... A obiecałam, że nie będę płakać. :-(

    OdpowiedzUsuń
  2. Brak mi słów.
    Pięknie. Płakałam

    OdpowiedzUsuń
  3. tak piękne że brakuje słów by to opisać.

    OdpowiedzUsuń
  4. popłakałam sie normalnie :C

    OdpowiedzUsuń
  5. płaczę, płaczę, płaczę :c

    ~Lucy Riddle

    OdpowiedzUsuń
  6. Popłakałam się piękne to było....Masz talent do rozklejania ludzi

    OdpowiedzUsuń
  7. jeju, bez przerwy płakałam jak to czytałam:(((

    OdpowiedzUsuń
  8. What is a Win of a casino? - CasinosSites.one
    A Win of a casino is a chance of earning money 딥 슬롯 트위터 from the site. 스코어 사이트 a Win 카판 of a casino is an opportunity to win prizes bet or prizes in 네임드사다리 the casino.

    OdpowiedzUsuń